czwartek, 18 lipca 2013

RETROSPEKTYWA PODRÓŻNICZA - WIELKANOC

To moja pierwsza Wielkanoc. Jestem jeszcze nie ochrzczony, więc w sumie to nie wiem wiele, ale wiem, że dla mamy to była ważna chwila. Zabrała nas do kościoła w niedzielę rano a w sobotę byliśmy święcić pokarmy tam, gdzie przyjechało wielu Polaków. Bardzo ładne koszyki, takie przystrojone i nostalgiczne (tak sobie myślę, choć to tylko przypuszczenia, że im bardziej ktoś tęsknił za domem tym bardziej tradycyjny koszyk wybrał i bardziej po polsku go ubrał) Był co prawda jeden koszyk w kształcie głównego bohatera filmu AUTA, ale to wypadek przy pracy był. Ksiądz mówił po polsku, koszyki były polskie, kiełbasa zwyczajna, a dzień słoneczny.

W Wielkanoc rano, jak już nadmieniłem, byliśmy za to w kościele, w którym ksiądz mówił po angielsku, więc uznałem że słuchać nie trzeba i zaczepiałem ludzi na około. O ile tygrys w muzeum nie reagował na moje zaczepki o tyle większość otaczających mnie ludzi - tak. Wystarczył jeden uśmiech i niegłośne " yehhh" i już miałem delikwenta na kontakt wzrokowy. Rzucałem mu wtedy zalotny grymas, tak zwany rozpoczynacz a potem machałem nogami jakbym chciał skakać z radości, że ktoś się zainteresował. Ludzi było dużo, więc po skończeniu rzędu za mną, zająłem się dalszymi. To było super, bo tu ludzie bardzo radośnie reagują na śmiejące się dziecko. "So Cute" - to najczęściej słyszane przez mnie słowo. Jeszcze " Hi little buddy". Śmieszni ci ludzie są. Dają się tak łatwo wciągnąć i manipulować. Gdybym wtedy zaczął wyjmować im portfel z torebki pewnie też powiedzieli by "he is so cute. Look at this little clever guy". A fundusz by rósł. Tak czy owak. Msza była długa, wiec było co robić.
Po powrocie usiedliśmy do stołu a na mnie czas przyszedł i zapadłem w przedobiednią drzemkę. Dopiero moja kuzynka Sophie zaczęła pukać ręką w szybę, że już jest i że pora na zabawę. Dla kobiet wszystko. Więc wstałem szybko, zjadłem mleko, beknąłem jak na prawdziwego mężczyznę przystało i uśmiechnąłem się do mojej kuzynki przeciągle.

Sophie ma prawie trzy lata i jak mówiłem nie potrafi mówić po polsku. Ale to w sumie nie dziwne, skoro wujek Michał mówi po angielsku lepiej niż po naszemu a jego żona jest z pochodzenia Peruwianką. Sophie urodziła się w NY, stąd nie potrzeba jej znać innego języka niż lokalny. Jest bardzo ładną dziewczynką, ma śliczne ciemne oczy oraz włosy i pewnie gdy będę starszy będzie moją ulubioną kuzynką, bo w gruncie rzeczy jest jedyną, którą znam. I najbliższą. Wiekiem i więzami krwi.
Sophie już sama siedzi więc dostała swoje krzesełko przy stole, a ja musiałem siedzieć na kolanach. Ale widziałem dobrze, co było do jedzenia. Był żurek z kiełbasą białą, był pasztet zrobiony przez Ciocię Lidkę, była sałatka jarzynowa i ogóreczki kiszone. Nie za wiele potraw, ale za to jakie! Niebo w gębie, choć tym razem nie chciałem zbytnio się angażować w jedzenie (przyznam się, że od kilku dni nie było tzw dwójeczki, więc chciałem zrobić rodzicom niespodziankę w najmniej odpowiednim momencie, a po sałatce z ogóreczkiem to mogłem nie móc tego kontrolować) tak więc spokojnie obserwowałem jak zachwycają się wszyscy pożywieniem i dostojnie konstruowałem top5 potraw na Wielkanocnym stole na podstawie echów i achów zgromadzonych gości. Pierwsze miejsce wg mnie - Pasztet. Drugie - Żurek. Trzecie - sałatka, a poza pudłem to w sumie już nie ważne i ciężko było ocenić. Grand Prix zdobył sernik, który był tak dobry, że mój tata złamał swoje przyrzeczenie, iż nie będzie jadł słodyczy (zarzekł się już w grudniu zeszłego roku) i skaleczył się jednym kawałkiem serniczka. Wybaczam mu, bo do tej pory był dzielny a przyjemność płynąca ze smakowania tego ciasta musiała być wielka, bo jęczał jak jeleń na rykowisku.

Dobrze jest tak usiąść razem w Święta, jakkolwiek ktokolwiek je przeżywa i być z bliskimi tak blisko jak się chce. Tata mnie przytulił i powiedział, że bardzo mnie kocha, mama przytuliła tatę i powiedziała, że bardzo go kocha a potem oboje pocałowali nie w policzki. Potem Sophie ucałowała mnie mocno, pomachała mi na pożegnanie i biorąc swoją mamę za rękę poszła na podwórko, a potem do samochodu. Nie będę tego pamiętał, ale wierzę, że dzieciństwa pozostają nam odczucia zamiast wspomnień. To co pozostanie we mnie po tym niedzielnym poranku to poczucie ciepła, miłości do innych i bezpieczeństwa.

1 komentarz:

  1. Przepraszam, a gdzie zdjęcia z tak pięknego ,z opisu, SPOTKANIA!? Aż się prosi, aby Rodzinkę przedstawić, nie wspomnę o pięknej Sophie:) No cóż- ćwiczenie cierpliwości cenna sztuka:) Buziaków sto i moc spóŹnionych WIELKANOCNYCH SERDECZNOŚCI dla Wszystkich!:):):)

    OdpowiedzUsuń