poniedziałek, 20 lipca 2015

KOCHAM KLARĘ BASIĘ


Karol kocha Klarę miłością natywną. Od samego początku chciał ją ściskać, całować, przytulać, lizać, nosić i robić pierdziochy. Czasem w tym wszystkim jest zbyt słoniowaty, za silny i za mocny, ale nie mogę odbierać dziecku naturalnej przyjemności dotykania siostry. Nie wiem, czy robi to dlatego że czuje potrzebę okazania miłości, bo do nas takiej potrzeby nie przejawia tak często, czy może podobnie jak wszystkie ssaki psopochodne chce obsikać swój teren i pokazać, że Klara należy do niego. Że jest ważna dla niego i że ma takie same prawa do niej ja my. Czy taka motywacja jest dobra? Myślę, że jeżeli uściski są na tyle słabe, aby niczego jej nie naruszyć, to im więcej tym lepiej. Niech się przyzwyczaja, że należy siotrę pielęgnować i dawać jej dużo miłości. Może Karol jest naszym zwierciadłem i robi Klarze, to co my jemu robimy. I ta naturalność po prostu jest wynikiem tego, że na swój sposób ja kocha.
Kiedyś powiedział do niej - "kocham Cię moja przyjaciółko" - i tekstem tym roczulił mnie bardzo.
Jeżeli będziemy potrafili rozwinąć w nim to uczucie i sprawić, że za kilka lat z takim samym entuzjazmem będzie się odnosił do siostry, znaczy, że dalismy mu bardzo ładny prezent na przyszłość bo miłość do rodzeństwa jest tematem trudnym. To kolejna rzecz, której się, mam nadzieję, nauczę od moich dzieci. Już jestem podekscytowany.


sobota, 18 lipca 2015

TATA KLARY cz.5 - ZNÓW OD NOWA

Pierwsze noce były trudne, ale może nie dlatego, że Klara płakała, ale bardziej dlatego, że znów musiałem się przywyczaić do myśli, że śpi z nami małe dziecko, które w dodatku trochę się rusza, płacze i zajmuje nieproporcjonalnie do swojego wzrostu dużo miejsca. Podczas snu musiałem się pilnować, żeby na nią się nie przetoczyć i wyznaczyłem sobie podświadomie granicę jej obecności, co jednocześnie spowodowało, iż spałem na boku na krawędzi łóżka przecząc czasem zdrowym zasadom równowagi oraz pokazując środkowy palec sile przyciągania ziemskiego. Tak jakby litera g (która dla przypomnienia ma wartość 9,81m/s2) była skrótem od "Gówno mi zrobisz i tak nie spadnę!"

Klary ciałko mentalne miało fizycznie 50 centymetrów długości i menatalnie jakiś metr szerokości. Łóżko miało raptem 140 cm od brzegu do brzegu więc średnio zostawało mi 20 cm i tyleż samo po drugiej stronie materaca. Ciężko w takich warunkach i normalny sen, ale twardo udawałem, że jest mi wygodnie i próbowałem zlepiać minuty w godziny, majaki w sny a porannego kaca, na którego wcześniej nie składała się nawet kropla alkoholu nazwałem Syndromem Lewego boku ( na którym musiałem leżeć balansując na krawędzi a to prawie spadając, a to przygniatając dziecko - ta czynność, której nazwanie spaniem jest czystym eufemizmem, wyczerpywała tak dużo energii, że strawienie wypitego alkoholu po imprezie [nie zależnie od ilości] to spacerek po deptaku w Ciechocinku - i stąd porównanie do kaca - może nie zbyt jednak trafne, bo kac szybko mija i można go potraktować jakąś tabletką z krzyżykiem, a potem wybrać świadomie, że następnego dnia kaca nie będzie. U mnie taki wybór nie był możliwy)

Po dwóch tygodniach jednak tak bardzo przywykłem do małego człowieka łóżku, że dwukrotnie obudziłem się w środku nocy skrajnie nieprzytomny z ręką centralnie na twarzy Klary. Atawistyczna chęć do przeżycia ataku spowodowała syrenę w wykonaniu córki, co nie tylko budziło mnie, ale także pewnie grupę sąsiadów z pięter sąsiednich. Za co serdecznie przepraszam. To moja wina.

czwartek, 16 lipca 2015

TATA KLARY cz. 4 - NOWA DZIEWCZYNA W MIEŚCIE

Karol został u mojej mamy, bo zaczął się źle czuć, poza tyn Klara cały czas była w szpitalu a odwiedziny z Karolem nie wchodziły w rachubę.

Moja córka leżała cały czas po lampą grzewczą i podłączona do 20 kabli, kiedy w Wigilię przyjechałem do szpitala, żeby spędzić z rodziną ten czas. Wychodząc na przeciw moim oczekiwaniom moja niedawno narodzona królewna spała podłączona do zestawu czujników badających saturację oraz tętno.

Cały czas nie czułem takiego impulsu, który miałem nadzieję uderzy we mnie kiedy zobaczę ją drugi raz, impulsu tacierzyństwa i zakochania się w drugiej najważniejszej kobiecie w mojej rodzinie. Może ta miłość musi poczekać, może przy drugim dziecku oczekuje się od niego więcej na dzień dobry, a może tak przejęty byłem samym zbyt wczesnym porodem, że zapomniałem o tym, że muszę zanurzyć się w cud, jaki się wydarzył, a nie analizować sam proces pod kątem tego, że mimo iż przedwczesny to był całkiem udany. Uśmiechnąłem się patrząc na naszą mała córeczkę i oczywiście chciałem ją pocałować, ale takich małych króliczków nie powinno się jeszcze dotykać ustami. Po nabraniu dobrych bakterii od mamy powinny właśnie one kolonizować małe ciałko, a nie jakieś nie wiadomo jakie robaki z zębów taty. Wysłałem jej więc powietrznego buziaka. 

I tak przez 6 dni. To tak trochę jak oglądanie wyprzedaży przez szybę, z grubym portfelem i ... zakazem wstępu do tegoż sklepu. Klientów bez krawata nie wpuszczamy...

- Witaj w domu Klara - powiedziałem, kiedy przenosiłem córkę przez próg naszego mieszkania. Takie małe dziecko jest tak delikatne i kruche, iż ma się wrażenie że przez drobną nieuwagę można je pognieść jak bibułkę wyciągniętą z pudełka po drogim prezencie. Pierwsze dotknięcie jest takie niepewne, nie wiadomo jak trzymać głowę, jak podtrzymywać od dołu, jak przewinąć. Tak bardzo nie potrafiłem sobie przypomnieć jak to było ponad trzy lata temu, że w pierwszych dniach jakoś tak prawie nieświadomie unikałem kontaktu i możliwość potrzymania mojej maleńkiej córeczki. A może chciałem, się nią nie zajmować, żeby nie skraść za wiele z odkrywania tego maleństwa, żeby sobie na później zostawić? 
Nie wiem sam, ale wiem, że musiał nadejść moment, kiedy w pełni przekonany, że robię wszystko dobrze wezmę ją na ręce i przytulę. I na szczęście moment ten nadszedł szybko.

wtorek, 14 lipca 2015

TATA KLARY cz.3

W poprzednim odcinku - Tata Karola dowiedział się, że został Tatą Klary. Tata Karola wychodzi ze szpitala i wraca do domu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wychodząc ze szpitala przypomniałem sobie gdzie po poprzednim porodzie postawiłem samochod i że wtedy wychodząc z budynku odpuściły mi nerwy i łzy zaczęły mi cieknąć po policzku. Teraz chłód grudniowego powietrza uderzał mokrą falą w moje oczy, ale tym razem nie płakałem. Spłynęła na mnie taka dziecinna radość z tego, że udało się drugi raz, że mimo tego, iż za wcześnie to jednak wszystko jest ok, jak na ten moment i że dopełnieniem będzie kiedy staniemy w domu we czwórkę i powiemy Klarze witaj w domu córeczko.

Świat się nie zatrzymał, samochody jechały dalej, gdzieś w oddali było słychać karetkę pogotowia, która zbliżała się do szpitala. Pomyślałem, że jestem szczęściarzem. Mam nieziemską  żonę, która oddając tak wiele siebie obdarzyła nas dwojgiem cudownych dzieci. Miłość, którą staram się cały czas pielęgnować i uczyć się jej wraz z upływem czasu, będzie teraz musiała być podzielona na 3, i chciałem zrobić wszystko, aby paradoksalnie przy tym podziale było jej nie 1/3 tylko 3 razy wiecej niż w wersji pojedynczej.  Taki paradoks, który zaświtał mi w głowie kiedy doszedłem do samochodu.

Jak będę kochał Klarę? Jakim będę tatą? Czy damy radę tak poprowadzić dwie małe osoby, żeby potrafiły kochać, lubić, znać swoją wartość i patrzeć na ludzi z uśmiechem?
Wróciłem do domu i przepełniony dobrymi przeczuciami, że uda się to trudne zadanie położyłem się do łóżka, aby rano wstać i pojechać przyjrzeć sie mojej małej królewnie. Jeszcze wtedy się w niej nie zakochałem. To miało nadejść troszkę później.

niedziela, 12 lipca 2015

TATA KLARY cz.2

W poprzednim odcinku - Tata Karola nie wiedział tak naprawdę, czy będzie Tatą Klary czy kolejnego potomka po mieczu.
--------------------------------------------------------

Pakowanie torby porodwej, którą musiałem zawieźć do szpitala przyszło trochę z trudem, bo niby pamiętałem co powinno tam być a jednak cały czas dawałem sobie chwilę czasu na odświeżenie tej wiedzy - teraz było za późno - musiałem improwizować. Mając świadomość, że drugi poród przeważnie jest dużo szybszy niż pierwszy streszczałem się ładując do walizki rzeczy, które mogą się przydać. 

Pognałem z Karolem do mojej mamy. Tam zrzuciłem go na łóżko, zjadłem szbką kanapkę i udałem się w drogę powrotną licząc na to, że nie będzie a późno. Kiedy przyjechałem na izbę jeszcze nie było za późno, sytuacja zmieniła się drastycznie gdy zacząłem myśleć, że to jeszcze nie ten dzień i powoli myślami wychodziłem ze szpitala. Wtedy nastąpił dramatyczny zwrot akcji. 

Na szczęście sale porodowe były puste więc nie było problemu z wyborem koloru ścian w pokoiku, w którym miałem przywitać moje drugie dziecko. 

W porównaniu do narodzin Karola wszystko szło bardzo szybko. O 0:15 w wigilię Wigilii przywitałem na świat pięknego maluszka, który w pierwszych słowach powiedział "ła" jakby chciał się przywitać. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, gdyż po głosie nie udało mi się rozpoznać, że rodzi się Klara. Prześliczna córeczka, na którą obydwoje, a właściwie we trójkę tak czekaliśmy. Karol od początku mówił, że to będzie siostrzyczka i że będzie miała na imię Klara Basia. Nie mylił się zbytnio. CDN.


piątek, 10 lipca 2015

TATA KLARY cz. 1

Miałem trochę napisać jak to się stało, że z Taty Karola stałem się Tatą Klary i Karola. Więc piszę. W kilku odcinkach, bo to długa historia.

22.12.2014
Poniedziałek jak każdy inny. W pracy działo się dużo, bo po weekendzie przed Wigilią wszyscy sobie przypominają o tym, że coś trzeba jeszcze załatwić. Orka się skończyła, a wieczorem zaplanowaliśmy z Karolem fryzjera. Z moim podejściem do tego typu usług i Karola nastawieniem do wszystkiego co robi się z jego włosami miała to być wizyta z cyklu przepraszamy, ale ten tajfun to nie my. Udało się jednak, bo skróciliśmy młodemu włosy do stanu  akceptowalnego podczas wizyt u babć na Wigili. Pani fryzjerka z miłym uśmiechem, ale chyba bez dużego doświadczenia w obsłudze dzieci zaproponowała Karolowi, żeby usiadł na krzesełku, na co Karol oczywiście odpowiedział, że on to jednak dziękuje i tylko parzył na mnie proszącym wzrokiem, czy może jednak zrezygnuję i pójdziemy spokojnie do domu. 
Stara zasada mówi, żeby do słów dołączyć czyny i pokazać, a nie kazać. Poprosiłem więc panią fryzjerkę, żeby podcięła moje końcówki włosów, aby pokazać małemu człowiekowi, iż skoro dużemu człowiekowi się nic nie dzieje, znaczy że i maleństwu włos z głowy nie spadnie. No może w tym wypadku, to zbyt daleko posunięta przenośnia. 

Po tym jak Pani wymodelowała moje włosy, Karol nadal z niechęcią, ale już z minimalnym przekonaniem wynegocjował sobie, że owszem usiądzie, ale na kolanach taty i owszem da sie obciąć, ale bez fartuszka wokół szyi i tylko oglądając strażaka Sama. No i udało się. Efekt był zbieżny z tym w jaki sposób doszło do samego obcięcia włosów - czyli toporny. 
W domu szybko się wymyliśmy i Karola zmogło, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to zbliżająca się choroba. Mały człowiek zasnął zaraz po kąpieli więc spokojnie czekając na bieg wydarzeń w domu zastanawiałem się jak spędzimy Święta, bo w sumie to po raz pierwszy w nowym mieszkaniu, mieliśmy prawdziwą choinkę, prezenty leżały w ukryciu i czekały na 24. grudnia. Wszystko tak się ładnie układało. Nie było za bardzo śniegu, ale ponieważ powiedziałem Karolowi, że dzidzia się urodzi jak spadnie śnieg, nie musiałem odganiać się od natrętnych pytań, czemu dzidzi jeszcze nie ma skoro na dworze jest biało. 
Wtem, jakby nigdy nic zadzwonił telefon, który ot tak sobie odebrałem i usłyszałem w słuchawce informację, że trochę wcześniej, ale wszystko właśnie się zaczyna. 

Karol spał, w domu zapanowała znów cisza po zakończeniu rozmowy, tak jakby nic się nie zmieniło. A miało się zmienić wiele. Co więcej, nawet nie wiedziałem wtedy czy to będzie dziś, czy jutro a najważniejsze czy wyjdzie braciszek czy siostrzyczka. CDN

środa, 8 lipca 2015