Znów
czkawka. Nie skarżę się, bo wiem, że nic się nie da zrobić. Ja tylko tak gwoli
informacji. Ale za to coś się otworzyło w moim nosie bo zacząłem czuć zapach.
To ciekawe, bo teoretycznie w wodzie zapach się nie rozchodzi, ale
praktycznie jest tak (o czym przekonał się nie jeden turysta z ranką na nodze
uciekający przed płetwą grzbietową, która nagle ukazała się zaraz obok jego
materacyka) że jednak zapach pod powierzchnią można rozróżnić. I teraz wiem,
jak pachnie mama. To daje duże poczucie bezpieczeństwa, bo jak się kiedyś
zgubię w domu, albo nawet na podwórku, to wystarczy, iż wciągnę powietrze nosem
i już będę wiedział gdzie ona jest. A jej zapach jest taki słodki i ciepły. I
trochę lepki. Pytacie jak zapach może być lepki? Sam nie wiem, ale to chyba
dlatego, że to dopiero pierwszy dzień, kiedy w ogóle zacząłem coś węszynosić i
moje oceny są jeszcze bardzo niedokładne i pierwotne.
Mam też
wrażenie, że zmieniła mi się perspektywa. Gdyby to stało się kilka tygodni
temu, miałbym kolejną schizę i zapewne uznałbym mój byt człowieczy za zagrożony
na korzyść formy nietoperzopodobnej. Innymi słowy, zawisłem czupryną w dół i za
nic nie mogę się odkręcić. Do tego, ponieważ zawisłem nogami do góry, obwisły
mi stópki na dół, kolanka przykurczyły do brzuszka i żeby uzyskać jaką
taką równowagę skrzyżowałem rączki opierając się o miednicę mamy łokciami.
Normalnie występy Hudiniego przy mnie to przedszkolne Jasełka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz