Przykład drugi.
Karol lubi ciastka i ma tę zdolność
wynajdywania ich na węch w najbardziej zakamuflowanych miejscach. Ostatnio
zjadł babci, po uprzednim wyniuchaniu ich w jej torbie, sobie tylko znanym
sposobem, pół paczki dropsików miętowych. Kiedy kończył zawołał, że brakuje mu
pastylek i czy możemy mu przynieść KAKO (ciastko). W domu na dolnej półce
odnalazł niefrasobliwie źle ukryte herbatniki. Na szczęście zapakowane w folię.
Zaczął je gryźć, ale pierwszy dziab nie przedarł się przez celofan. Zauważyłem
to i podszedłem do niego zagajając rozmowę
- Karol, masz Kako?
- mhm - nauczył się tego zwrotu, właściwie
mruczando-zwrotu parę dni wcześniej
- i chcesz je zjeść, tak?
- Takkkk.
- A jak byśmy się zamienili? Ja bym wziął od
Ciebie ciastko, a mama szybko zrobiłaby bułeczkę?
- nie
- ale bułeczka byłaby z masłem
- mimo? - to znaczy masło. Czasem mleko, ale
w tym wypadku znaczyło masło
- tak z masełkiem, dasz się namówić?
Kawałek bułki z masłem, jest przez nas
traktowany jak mniejsze zło, w starciu z herbatnikiem jest dla nas ewidentnym wygranym.
Sukces. Nie sądziłem, że może odpuścić
ciasteczko do kawałka bułki z masłem. Dlatego zawsze należy próbować,
sprawdzać, bo czasem najbardziej nieprawdopodobna propozycja może być
rozpatrzona pozytywnie. A o to chodzi w tym związku małego człowieka z dużym,
aby i wilk był syty i Manchester City. A potem można śmiało startować na
dyrektora handlowego dużego dystrybutora tekstyliów lub napojów. Negocjacje
roczne z sieciami to spacerek po plaży w Sopocie w porównaniu z negocjacjami
warunków nie przychodzenia o 4 nad ranem do łóżka rodziców. Mówię wam....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz