Facet, jako ten badający wszystko szkiełkiem
i okiem, może a priori zajrzeć do książeczki zdrowia dziecka, aby zobaczyć co
się z maleństwem działo na poprzednich wizytach (jeżeli nie był obecny), może
spokojnie zapytać żonę, czy ma jakieś specjalne pytania do lekarza ( to jest
świetne wyjście, bo wtedy nie ujmując sobie nic ze swojego tatowego autorytetu,
dowie się wszystkiego tego, co jest ważne i na co należy zwrócić uwagę ) a
potem, będąc już w przychodni korzystać z zawsze chętnych do pomocy
"zagubionym" ojcom pań pielęgniarek uśmiechając się do nich szeroko (
czyli do ósemek)
Lekarze prowadzący dzieci w zasadzie sami
prowadzą wizytę (stąd chyba ich nazwa), więc nie trzeba im wchodzić w paradę.
Robią swoje i mówią co z tego wynika. Warto to zapamiętać(lub zapisać, jak kto
potrzebuje), bo to jest clue całej wizyty. Czy waga dobra, czy zęby wyszły, czy
płucka czyste, czy serduszko bije jak trzeba. To, że dziecko czasem płacze nie
zależy absolutnie od Taty. Tak się zdarza wszystkim i nie ma badań, które
stwierdziłyby jakiekolwiek dewiacje statystyczne powodów płaczu u lekarza
związane z płcią osoby przyprowadzającej dziecko. Przynajmniej nie są mi znane
takie badania. Z resztą lekarze są przyzwyczajeni do tego, że dzieci płaczą,
więc nie powinno mieć to na nich zbyt dużego wpływu. W większości wypadków są
empatyczni i chętnie pomagają uciszyć maluszka.
A najlepiej kiedy do lekarza na wizytę idzie
i mama i tata. Wtedy wszystkie te chwile przeżywa się razem, w razie draki są 4
a nie 2 ręce, a dla dziecka to po prostu rodzinna wycieczka, która jest tak
samo przyjemna jak wyjście do parku. No może z tym wyjątkiem, że w parku nikt
nie zagląda do gardła, nie sprawdza czy pępek odpadł, nie przystawia zimnego
stetoskopu do plecków i nie wbija igieł w ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz