Samolot. Cisza. To znaczy cisza, która zdefiniowana jest brakiem płaczu, krzyku, śmiania się, pytań i uderzania twardymi rzeczami o twarde rzeczy. Szumi monotonnie silnik odrzutowy, słychać szybkie i kojące syknięcia otwieranych napojów w puszkach. Na ekranach bezdźwięcznie przesuwają się obrazy oglądanych przez pasażerów filmów. W słuchawkach Nino Rota rzewnie opowiada historię pewnej włoskiej rodziny z Nowego Jorku... Tęsknię za moimi dziećmi w takiej formie jaką mam nacodzień, ale kiedy obydwoje śpią i nie jest to środek nocy mam chwilę na to, aby przelać to co mi siedzi w głowie na klawiaturę. I samolot nadaje się do tego w sam raz. Lot do Bangkoku trwa 12 godzin, więc powinna się znaleźć odrobina czasu na wszystko.
Wczoraj jeszcze jak zwykle przed podróżą bardzo niespakowany siedziałem i myślałem jak będzie wygladała ta wycieczka w 4 do miejsca które znam, które bardzo lubię i które nie jest dla mnie ekscytujące ze względu na to, iż jest nowe, ale dlatego, że jest takie dobre i pozytywne. Można tam wracać wiele razy. I zawsze mieć poczucie, że to dobrze wybrana destynacja. A teraz jedzie z nami dwójka maluchów, które znów spowodują, że wycieczka będzie niepowtarzalna. Bo tym razem trzeba będzie nie tylko brać pod uwagę swoje potrzeby, ale potrzeby Karola, który ma już bardzo skrystalizowany obraz tego co będzie robił, ale także rodzące się potrzeby Klary, która trochę jeszcze nieświadomie, potrzeby ma i nie da nam o nich zapomnieć.
Jest mi dziś niespiesznie. Początek wakacji, których bardzo potrzebowałem to ten moment kiedy próbuje sobie zdefiniować czego od nich chcę. Od wakacji i od uczestników. I od siebie.
Ponieważ jest nas 4, będzie z mojej strony dużo pracy w tym, żeby każdy miał możliwość swoje cele osiągnąć. Żona moja potrzebuje wypoczynku, ja potrzebuje trochę czasu na strzepnięcie z siebie elementów, które mnie delikatnie ostatnio spowalniają i naładowania baterii, Karol potrzebuje ekscytacji nowymi rzeczami i dużej dozy zabawy, a Klara bycia blisko nas. Czy to się da pogodzić? Oczywiście, że tak bo jak pomyślę, że będę mógł całe dwa tygodnie spędzić stapiając naszą rodzinę w jeszcze mocniejszą całość, a przy tym świetnie się bawić i jeść rzeczy, za których smakiem tęsknię od ostatniej wizyty w Tajlandii - to uśmiecham się sam do siebie, a ci którzy nie śpią w samolocie patrzą na mnie dziwnie (Na nienaturalnie uśmiechniętego człowieka ze słuchawkami na uszach wpatrzonego w tablet).
Tajlandia to świetny kraj do podróżowania z dziećmi. Jest bezpieczny, ciekawy, smaczny, tani i do tego wszystkiego ekscytujący. Bo są zwierzęta, są plaże, są lasy. Można nauczyć się jeździć na słoniu, można ponurkować z rurką i pobudować zamki z piasku. A dla młodszych - jest po prostu ciepło i nie trzeba nosić grubych bodziaków, za to można wystawić małe, gołe stópki na powietrze. I nie zmarzną.
Pytano się mnie czy się nie boję. Nie boję się, bo wiem, że w Tajlandii jest nie mniej bezpiecznie niż w Warszawie, tylko trzeba się nie pchać tam, gdzie nie powinno się być jak się nie jest tubylcem. Z resztą zasada ta zawsze mnie ograniczała przed szaleństwami podczas podróży i jak dotąd wychodziłem na tym dobrze.
Mamy dwa robaki ze sobą. Dają tyle satysfakcji ile czasu pożerają, ale to pożeranie jest już tak wpisane w naszą codzienność, również wakacyjną, że nie potrafię sobie wyobrazić jak by to było gdybym nie mogł podzielić się moimi emocjami z Beti, a potem z Karolem, a następnie uśmiechnąć się do Klary.
No i w końcu sama Klara. Dla tych, którzy znają nas tylko ze stron bloga winny jestem informację, że w grudniu zeszłego roku na świat przyszła najpiękniejsza córka jaką mam czyli wielkooka i owłosiona osóbka, która jeszcze bardziej zmieniła nasze życie. Teraz zmieniła życie trzech osób, a nie jak w przypadku Karola, dwóch. Bo Klara przyszła do naszej trójki. Karol też na nią czekał i był żywo zainteresowany tym, kiedy przyjdzie, kiedy będzie, jak będzie się z nią bawił i kiedy będzie mógł z nią budować remizę z klocków.
I kiedy jeszcze była w brzuchu u mamy, planowaliśmy wakacje zupełnie nie wiedząc jaka będzie ta nasza córka, czy tak jak z Karolem w USA będzie się nadawała na kompana podróżniczego, czy nie. To jak kupowanie dziury w ziemi na kredyt hipoteczny. Nie wiesz jaki będzie efekt, a zobowiązanie podejmujesz. Więc my też trochę tak na kredyt założyliśmy, że córka będzie urodzona pod szczęśliwą gwiazdą i zaplanowaliśmy wyjazd bez porozumienia z nią. Teraz zobaczymy czy będzie nas stać na spłacenie tego kredytu i czy obiekt się sprawdzi :)
Cisza nadal trwa, dzieci śpią, zaczyna pachnieć jedzeniem samolotowym. To jeszcze nie jest green curry, ale ślinianki mi się uruchomiły fantastycznie i kapiące kropelki z kącików ust spowodowały pobłażliwy uśmiech pani stewardesy, w następstwie czego dostałem mokry, ciepły ręcznik.
mam go possać? - zapytałem zadziornie. Nie odpowiedziała. A może tylko wydawało mi się, że zapytałem?
Ocknąłem się. Podano wtedy do stołu. Musiałem przerwać pisanie.
Karol ma 3 i pół roku, a ja chciałbym pokazać mu tak wiele, tak wiele opowiedzieć i sprzedać kilka rzeczy, które sam kiedyś kupiłem i do dziś delektuję się tym, że mogę ich doświadczać. A on jest bardzo charakterny i mimo wieku nie wszystko już mu pasuje, co my proponujemy. Nie chce go zmuszać, bo chcę żeby szedł swoją drogą, ale jeżeli dzielenie się pomysłami, które wywołują u mnie takie silne pozytywne emocje, mogłoby mu sprawić jakiś dyskomfort to odpuszczę, ale najpierw ten dyskomfort muszę zobaczyć. I na szczęście jeszcze go nie widzę. Dlatego razem jeździmy na koncerty, razem gotujemy i razem podróżujemy, jeżeli to kupi, to później dalej to sprzeda. Jeżeli nie, będę bardzo chciał poznać te elementy, które wywołają w nim takie uczucia jak u mnie wywołuje podróżowanie.
Klara jest jeszcze za młoda żeby coś poczuć i doświadczyć, ale to działa też na naszą trójkę, że podróż może być fantastyczna z maluchem, podrośniętym maluchem, dużym tatą i całkiem niemałą mamą. Bardzo mi sie to podoba.
Tajandię już opisałem i zakładam, że przez te kilka lat nie zmieniło się na tyle dużo, żebym musiał do bloga sprzed 6 lat wprowadzać erratę. Tym razem postaram się skupić na tym, jak sobie taka rodzina jak nasza radzi z dwójka dzieci przez dwa tygodnie w obcym kraju. Jak uda nam się do siebie zbliżyć dzięki temu, że doświadczymy siebie przez całe dwa tygodnie w pełni, z atrakcjami i po tajsku. A Karolowi oddam głos jeżeli chodzi o prowadzenie spostrzeżeń natury czysto podróżniczych. Bo w końcu już kawał z niego chłopa, więc niech się wypowiada.