Właściwie to jest noc przed. Moi rodzice, czyli Hubi i Beti dzielnie walczyli z walizkami. Pierwszy raz na wyjazd wakacyjny zdecydowali się na takie bagaże. Na kółeczkach i jak ludzie. Gdyby nie ja, pewnie wzięliby plecaki, spakowali tylko najpotrzebniejsze rzeczy i już. A od kiedy jestem ja, ich plany ulegają znacznym aberracjom (zastanawiam się, czy powinienem używać słów, których przecież jeszcze nie mogę znać?) i muszą naginać pod to, czego ja mogę chcieć.
Dzisiejszą noc dam im w gratisie i prześpię ją całą, bo przecież muszę zbierać siły na samolot. A propos samolotu – wczoraj długo myślałem na ten temat i jeżeli Pani stewardesa jednak nie da mi kredek, to nie zrobię awantury. Doszedłem do wniosku, że z racji na mój jeszcze nikły wzrost i brak możliwości chwytnych Pani zakwalifikuje mnie do niezdolnych namalowania czegokolwiek. I przed samym sobą uznałem, że będzie miała rację. Jednak co do miękkiego przebieraka – to kompromisów nie będzie.
Pakowanie to bardzo specyficzny proces. Widzę jak mama z tatą chodzą po domu wyjmując tyle nowych rzeczy, które będą chcieli zabrać a jakby spytali mnie, dowiedzieli by się, ze zamiast tych pięciu bluzeczek, których nawet nie lubię, bo i skąd – skoro nigdy ich nie nosiłem, najchętniej wziąłbym niebieskiego pajacyka, w którym często śpię (nie tylko dlatego, że ma wygodne wnętrze, ale także że tak swojsko sobie go ulałem na rękawkach) oraz takie mięciutki, szare spodenki. I tyle. Przecież można w tym chodzić ze trzy dni, potem mała przepierka i znowu. Ale cóż – nie przetłumaczysz.
I mam swoją walizkę! Duża. Właściwie największa. Tata się spakował w taką niedużą na kółkach, mama – widziałem – jeszcze się próbuje wcisnąć w taką szarą z twardymi ściankami, a mnie dali największą. Trudno określić mi zależność pomiędzy wagą ciała posiadacza bagażu a wagą jego bagażu. To stanowi swoistą zagadkę, bo jeżeli wziąć za wykładnię fakt, że moja walizka jest cięższa dwukrotnie ode mnie, to jeżeli torba taty waży tylko 11 kg to idąc tym schematem, mojego ojca z domu mógłby go wyciągnąć nawet delikatny podmuch wiatru, a przecież widzę jak wygląda i jak przed lustrem wciąga brzuch i w całość mi się to nie składa.
Jutro będę pierwszy raz na lotnisku, więc wszystko opiszę i opowiem jak wygląda wielki samolot.
Jeszcze tylko jedno. W Nowym Jorku, do którego jedziemy poznam moją kuzynkę Sophie. Problem tylko polega na tym, że ona ni w ząb nie potrafi mówić po polsku. Będę musiał opracować jakiś system komunikacji niewerbalnej, bo inaczej to nie poznamy się bliżej. I takie pierwsze propozycje to np. jak pociągnę za włosy – to znaczy chodź bliżej. Tak intuicyjnie, żeby mowa ciała powiedziała wszystko to co pomyśli głowa. Jak wsadzę palec w oko – to znaczy bawimy się w chowanego – ty kryjesz. Jak ugryzę ją moimi dwoma wychodzącymi dopiero dolnymi jedynkami – to znaczy czas na małe co nieco. A jak zamknę oczy, to znaczy że nadszedł drzemki czas. Te trzy nadchodzące tygodnie będą bardzo emocjonujące. A teraz lecę już spać, bo jutro tyle emocji…