niedziela, 30 czerwca 2013

RETROSPEKTYWA PODRÓŻNICZA - DZIEŃ PRZED



Właściwie to jest noc przed. Moi rodzice, czyli Hubi i Beti dzielnie walczyli z walizkami. Pierwszy raz na wyjazd wakacyjny zdecydowali się na takie bagaże. Na kółeczkach i jak ludzie. Gdyby nie ja, pewnie wzięliby plecaki, spakowali tylko najpotrzebniejsze rzeczy i już. A od kiedy jestem ja, ich plany ulegają znacznym aberracjom (zastanawiam się, czy powinienem używać słów, których przecież jeszcze nie mogę znać?) i muszą naginać pod to, czego ja mogę chcieć. 


Dzisiejszą noc dam im w gratisie i prześpię ją całą, bo przecież muszę zbierać siły na samolot. A propos samolotu – wczoraj długo myślałem na ten temat i jeżeli Pani stewardesa jednak nie da mi kredek, to nie zrobię awantury. Doszedłem do wniosku, że z racji na mój jeszcze nikły wzrost i brak możliwości chwytnych Pani zakwalifikuje mnie do niezdolnych namalowania czegokolwiek. I przed samym sobą uznałem, że będzie miała rację. Jednak co do miękkiego przebieraka – to kompromisów nie będzie.
Pakowanie to bardzo specyficzny proces. Widzę jak mama z tatą chodzą po domu wyjmując tyle nowych rzeczy, które będą chcieli zabrać a jakby spytali mnie, dowiedzieli by się, ze zamiast tych pięciu bluzeczek, których nawet nie lubię, bo i skąd – skoro nigdy ich nie nosiłem, najchętniej wziąłbym niebieskiego pajacyka, w którym często śpię (nie tylko dlatego, że ma wygodne wnętrze, ale także że tak swojsko sobie go ulałem na rękawkach) oraz takie mięciutki, szare spodenki. I tyle. Przecież można w tym chodzić ze trzy dni, potem mała przepierka i znowu. Ale cóż – nie przetłumaczysz.
I mam swoją walizkę! Duża. Właściwie największa. Tata się spakował w taką niedużą na kółkach, mama – widziałem – jeszcze się próbuje wcisnąć w taką szarą z twardymi ściankami, a mnie dali największą. Trudno określić mi zależność pomiędzy wagą ciała posiadacza bagażu a wagą jego bagażu. To stanowi swoistą zagadkę, bo jeżeli wziąć za wykładnię fakt, że moja walizka jest cięższa dwukrotnie ode mnie, to jeżeli torba taty waży tylko 11 kg to idąc tym schematem, mojego ojca z domu mógłby go wyciągnąć nawet delikatny podmuch wiatru, a przecież widzę jak wygląda i jak przed lustrem wciąga brzuch i w całość mi się to nie składa.
Jutro będę pierwszy raz na lotnisku, więc wszystko opiszę i opowiem jak wygląda wielki samolot.

Jeszcze tylko jedno. W Nowym Jorku, do którego jedziemy poznam moją kuzynkę Sophie. Problem tylko polega na tym, że ona ni w ząb nie potrafi mówić po polsku. Będę musiał opracować jakiś system komunikacji niewerbalnej, bo inaczej to nie poznamy się bliżej. I takie pierwsze propozycje to np. jak pociągnę za włosy – to znaczy chodź bliżej. Tak intuicyjnie, żeby mowa ciała powiedziała wszystko to co pomyśli głowa. Jak wsadzę palec w oko – to znaczy bawimy się w chowanego – ty kryjesz. Jak ugryzę ją moimi dwoma wychodzącymi dopiero dolnymi jedynkami – to znaczy czas na małe co nieco. A jak zamknę oczy, to znaczy że nadszedł drzemki czas. Te trzy nadchodzące tygodnie będą bardzo emocjonujące. A teraz lecę już spać, bo jutro tyle emocji…


piątek, 28 czerwca 2013

WIEK 'nie' 2

W poprzednim odcinku podałem tylko jeden przykład możliwości negocjacyjnych. Oto drugi. 
Przykład drugi.
Karol lubi ciastka i ma tę zdolność wynajdywania ich na węch w najbardziej zakamuflowanych miejscach. Ostatnio zjadł babci, po uprzednim wyniuchaniu ich w jej torbie, sobie tylko znanym sposobem, pół paczki dropsików miętowych. Kiedy kończył zawołał, że brakuje mu pastylek i czy możemy mu przynieść KAKO (ciastko). W domu na dolnej półce odnalazł niefrasobliwie źle ukryte herbatniki. Na szczęście zapakowane w folię. Zaczął je gryźć, ale pierwszy dziab nie przedarł się przez celofan. Zauważyłem to i podszedłem do niego zagajając rozmowę
- Karol, masz Kako?
- mhm - nauczył się tego zwrotu, właściwie mruczando-zwrotu parę dni wcześniej
- i chcesz je zjeść, tak?
- Takkkk.
- A jak byśmy się zamienili? Ja bym wziął od Ciebie ciastko, a mama szybko zrobiłaby bułeczkę?
- nie
- ale bułeczka byłaby z masłem
- mimo? - to znaczy masło. Czasem mleko, ale w tym wypadku znaczyło masło
- tak z masełkiem, dasz się namówić?
Kawałek bułki z masłem, jest przez nas traktowany jak mniejsze zło, w starciu z herbatnikiem jest dla nas ewidentnym  wygranym.
- mmmmmm, takkkk



Sukces. Nie sądziłem, że może odpuścić ciasteczko do kawałka bułki z masłem. Dlatego zawsze należy próbować, sprawdzać, bo czasem najbardziej nieprawdopodobna propozycja może być rozpatrzona pozytywnie. A o to chodzi w tym związku małego człowieka z dużym, aby i wilk był syty i Manchester City. A potem można śmiało startować na dyrektora handlowego dużego dystrybutora tekstyliów lub napojów. Negocjacje roczne z sieciami to spacerek po plaży w Sopocie w porównaniu z negocjacjami warunków nie przychodzenia o 4 nad ranem do łóżka rodziców. Mówię wam....


czwartek, 27 czerwca 2013

RETROSPEKTYWA PODRÓŻNICZA - REISE FIEBER

 
Zostały dwa dni do wyjazdu. Moi rodzice się w ogóle nie przejmują tym, że za dwa dni przelecimy kilka tysięcy kilometrów za jednym zamachem.

Jest tyle pytań, które chciałbym im zadać przed wyjazdem, tyle rzeczy, które chciałbym zabrać ze sobą, a oni na pewno ich nie wezmą, tyle elementów mojej półrocznej układanki, które mogę jedynie wylać na papier.

Nie powiem, trochę się denerwuję, bo to w końcu moja pierwsza podróż tak daleko. Kilka zagadek, które są jeszcze dla mnie nierozwiązane to np. czy będą mnie bolały uszy, jak będziemy startować, czy będą mnie bolały uszy jak będziemy lądować, jak będzie smakowało mleko mamy na wysokości 10 000 metrów, czy w samolocie można się odgazowywać tak samo bez ograniczeń jak w domu, czy Pani stewardesa nie bacząc na mój wiek da mi zestaw do rysowania i będę mógł kredki i kartki z niepokolorowanymi kształtami wsadzić do mordki i spróbować zjeść, a w końcu, czy puszczą mnie przez granicę z moimi mocno lewicowymi poglądami i czy w samolocie jest mięciutki przebierak. Bo jak nie, to zdaje mi się, że awantura będzie gotowa jeszcze przed tym, zanim dobrze wystartujemy.
A, jeszcze męczy mnie niepewność, czy mama, jeżeli nie nakarmi mnie przed odlotem będzie mogła przenieść w sobie powyżej 100 ml mleka, czy może będzie musiała założyć na siebie foliowe, przeźroczyste woreczki zapinane na zipper?

Strasznie tego dużo. Jutro zastanowię się jak dać rodzicom do zrozumienia, że nie ruszam się z domu bez mojego łóżeczka, bo przecież nie wyobrażam sobie, że będę spał w jakimś obcym miejscu!.

środa, 26 czerwca 2013

WIEK 'nie'

Karol mając rok i siedem miesięcy zaczął wchodzić w wiek nazwany buntem dwulatka, a ponieważ jeszcze nie miał dwóch lat, nazwałem ten okres okresem "NIE"



Znam dzieci, które robią to bardziej spektakularnie i głośniej, ale ten okres, jakkolwiek dziecko przezeń nie przechodzi, jest dla wszystkich rodziców pewnego rodzaju próbą. Bo jeszcze nie do końca potrafi powiedzieć taki bąbel, a już rozumie tak dużo, że z pełną świadomością może się nie zgodzić. Mimo, iż staraliśmy się nie używać w stosunku do niego słowa "NIE", żeby pokazać, że jest wiele sposobów na wyrażenie swojej dezaprobaty, bardzo ciężko jest uniknąć całkowicie tego słowa. Z resztą nie o to nam chodziło. Raczej chcieliśmy sami nie wpaść w pułapkę zabraniania mu rzeczy, które są właściwie nie dla niego, ale jakby tak się przyjrzeć im z bliska, to czemu miałby ich nie robić? Jak np. grzebanie w szafce z garnkami. Minus - trochę głośno się robi w kuchni, ale za to radość w jego oczach kiedy gotuje zupę ze szmatki oraz rękawicy kuchennej? Bezcenna. Dlatego NIE wychodziło naszych ust rzadziej niż mogła by na to wskazywać sytuacja.

Jednak Karol zrozumiał znaczenie przeczenia i zaczął używać go regularnie. Pół biedy, kiedy informuje o stanie rzecz ( czy zrobiłeś siku? Karol, śpisz? jesteś głodny?) a problem zaczyna się wtedy, kiedy nie chce czegoś zrobić. A Karol ma charakter i raczej ma określone chęci lub ich brak. Dlatego zdecydowaliśmy się na eksperymentalną metodę, która o dziwo (bo wydawało się nam, że jest za mały, żeby zrozumieć tryb warunkowy) zdaje egzamin i polecam jej wypróbowanie. Chodzi o to, aby nie zabraniać, tylko stawiać warunki, pod których parasolem jesteśmy w stanie zmusić  dziecko do zrobienia tego co chcemy w zamian za to, że dostanie od nas to co chce, lub tego zamiennik, w odroczonym czasie. My się nie poddajemy, a ono ma wrażenie, że dostało to czego chciało. Jakbyśmy czytali podręcznik "wstęp do negocjacji".


Przykład pierwszy. Karol lubi jeździć samochodem. Lubi także siadać za kierownicą i udawać, że prowadzi auto. Czasem jest tak, że nie wejdzie na swoje siedzenie z tyłu, tylko od razu prze na siedzenie z przodu i łapie za kierownicę. Któregoś razu otworzyłem tylne drzwi i już miałem go wsadzić na jego fotelik, kiedy rozpoczął dość głośne jamochłonowanie exspresis verbis, co prawda w swoim języku, więc obrazić się nie mogłem, ale przekaz zrozumiałem. Mogłem powiedzieć "siadaj natychmiast" i wepchnąć go do jego miejscówki, ale wybrałem trudniejsze rozwiązanie. Powiedziałem, że owszem, usiądzie na miejscu kierowcy, będzie mógł pokręcić kierownicą, i nawet pozmieniać biegi, ale za pięć minut, kiedy zaparkuję samochód po drugiej stronie ulicy. Wydawało mi się, że ta forma wypowiedzi będzie dla niego zbyt trudna, że argument - jeżeli usiądziesz to potem dostaniesz - będzie za słaby dla małego człowieka, który całym sobą był ucieleśnieniem słowa CHCĘ, ale ku mojemu zaskoczeniu Karol potwierdził swoim wyraźnie zakończonym na literę K a nawet przeciągniętym TAAKKK, i dał się wsadzić do fotelika. Po przyjechaniu na miejsce miałem nawet pokusę wyjęcia go z samochodu i zaniesienia od razu do domu, ale potem pomyślałem sobie, że obiecałem mu chwilę za kierownicą i że będzie mógł pozmieniać biegi. Nie pamiętał już tego. Ja jednak odpiąłem jego malutkie pasy i zaprosiłem go do siebie. Nieśmiało usiadł na moich kolanach i zatrąbił szukając w moich oczach aprobaty. Znalazł jej całe 100%. Bo taka była umowa. 

wtorek, 25 czerwca 2013

RETROSPEKTYWA PODRÓŻNICZA - Nazywam się Karol Pełka

Moi Drodzy, Zbliżają się wakacje, więc zdecydowałem się oddać część bloga Karolowi, który w zeszłym roku odbył wielką podróż do USA i prowadził tam bloga. Znaczy teoretycznie mógł prowadzić. Tak czy owak, zapis tej podróży - z okazji okresu wypoczynkowego, zdecydowałem się przytoczyć wszystkim zainteresowanym. Miłej lektury


Cześć. Nazywam się Karol. 
Mam dopiero 5 miesięcy, mówić jeszcze nie umiem, ale przecież każdy wie, że w tym wieku dzieci są już bardzo inteligentne, dużo myślą i wszystko wiedzą. Dlatego doszedłem do wniosku, że wszystko to, czego dziś jeszcze nie umiem powiedzieć będę pisać. A okazja trafia się poważna, bo moi szaleni rodzice wymyślili, że wyjedziemy na wakacje. Tak jakbym ja nie miał teraz wakacji. Siedzę w domu, śpię kiedy chcę, jem kiedy chcę (taka formuła all inclusive) noszą mnie, robią głupie miny itp. No ale oni, mądrzejsi bo starsi doszli do wniosku, że podróże kształcą i wyrobili mi paszport, wizę do USA i nie pytając o zdanie kupili bilet samolotowy. Właśnie dlatego, że nie zostałem zapytany o opinię, tak jakby konsultacje społeczne w naszym domu nie obowiązywały ani trochę, będę wszystko opisywał w tajemnicy przed Mamą i Tatą, tak żeby obnażyć wszystkie błędy i wypaczenia, jakie dokonają się naszej rodzinie podczas tej podróży. 

Ostrzegam, że będę bardzo krytyczny, ironiczny i sarkastyczny. O obiektywizmy proszę nawet nie starać się mnie podejrzewać.

Wylatujemy za tydzień, a ja nie widzę, żeby moi starzy jakoś intensywnie się przygotowywali do wyjazdu. No cóż. Od teraz będę miał ich na oku. : )

piątek, 21 czerwca 2013

SUMA KOSZTÓW WYCHOWANIA POTOMSTWA

- Urwanie kawałka wycinanki - pamiątki z podróży do Meksyku. Znów sentyment. Na drzwiach wejściowych wisi ( teraz już połowa) różowej bibułki z wyciętą weń postacią śmierci. Łatwo ją urwać od dołu. Więc Pani śmierć nie ma teraz nóg i kawałka sukni. Czy Karol zbliżył się przez to do absolutu? Być może...




- Zadeptywanie siedzenia kierowcy w samochodzie - jakie jest najfajniejsze miejsce w samochodzie? Za kierownicą. A jak zrobić, żeby było widać coś przez szybę? Trzeba stanąć na siedzeniu. W butach, bo bez butów kierownica jeszcze zasłania. Koszt odkurzania - 0. Bo przecież można samemu w garażu... Liczę na to, że Karol tak dobrze pozna wnętrze samochodu, że w przyszłości będzie bardzo bezpiecznym i odpowiedzialnym kierowcą. 

czwartek, 20 czerwca 2013

SUMA KOSZTÓW WYCHOWANIA POTOMSTWA 4

- Kaki. To w jego języku okulary. Także kilka innych obiektów, ale w połączeniu w paluszkiem nakierowanym na przeciwsłoneczne binokle, nie ma wątpliwości o co mu chodzi. Zniszczył już kilka par, bo zakładać je uwielbia, a potem stara się przegiąć ruchome części na drugą stronę co kończy się zazwyczaj cichszym lub głośniejszym " trach" i potrzebą dokonania zakupu nowych. Mam nadzieję, że Karol będzie miał piątkę z wytrzymałości materiałów, jeżeli będzie kiedyś chciał studiować na Politechnice. My za to nauczyliśmy, że trendy w projektach okularów słonecznych zmieniają się właściwie co kwartał.

środa, 19 czerwca 2013

SUMA KOSZTÓW WYCHOWANIA POTOMSTWA 3

- Notoryczne urywanie pojemniczka na szczotkę kloaczną. Właściwie tu bardziej straty moralne, a właściwie nawet estetyczne są brane pod uwagę, bo pojemniczek, który w stanie normalnym podłączony do ściany ląduje na podłodze skrapiając ociekiem ze szczotki terakotę i dywanik przy muszli. Zakończę szybko ten temat, bo śliski jest. Nie wiem, jaka może płynąć z tego nauka. Mam nadzieję, że Karol mi kiedyś o tym powie. 


wtorek, 18 czerwca 2013

SUMA KOSZTÓW WYCHOWANIA POTOMSTWA 2

- Pasek napędowy oraz głowica z igłą w gramofonie. Będąc młodym człowiekiem dałem się  pokroić za chwilę przy adapterze. Tylko ja słuchałem bajek, a Karol szaleńczo kręci talerzem. Szarpie i tłucze weń, co finalnie spowodowało straty. Na szczęście nie powodujące stałego unieruchomienia gramofonu. Ja nauczyłem się, że dziś lepiej mimo wszystko dawać dzieciom do posłuchania telefon komórkowy, a Karol może kiedyś będzie DJ. Koszt? Bezcenne.



poniedziałek, 17 czerwca 2013

SUMA KOSZTÓW WYCHOWANIA POTOMSTWA 1

Kiedyś czytałem bardzo ciekawe podsumowanie na temat kosztów wychowania potomka. Kwota, którą przedstawiono w tym opracowaniu była sześciocyfrowa (obejmowała pierwsze 18 lat wychowania i nie wliczone w nią było mieszkanie przekazane w formie darowizny dla opisywanej latorośli). Czytając wyliczenia przyjąłem tę wiadomość z godnością i z nastawieniem, że rzeczywiście pewne koszty będzie trzeba ponieść i nie nawet w formie wyliczanki, czy narzekania, ale zacząłem się zastanawiać, które z tych kosztów, jakie były przyczyną Karola w naszej rodzinie nie zmieściły się na liście przedstawionej w nadmienionym artykule. Bo oczywiście takie standardy jak wózek, łóżeczko czy pieluchy na pewno tam były, ale dość specyficzne drobne zniszczenia,  których pomysłodawcy artykułu nawet nie pomyśleli, zapewne znalazły się poza listą.
Za każdym razem, kiedy dowiaduję się, że nasz mały szkrab coś zniszczył wraca do mnie ta lista i szukam wirtualnie pozycji z listy Karola, na liście tamtej wyliczanki. Oto pozycje, których nie znalazłem.
( Przyznam, że na początku miałem zarys negatywnej emocji w stosunku do poniesionych strat, ale teraz spokojnie wychodzę z założenia, że to wszystko ma jakiś sens. Że czegoś się chłopak nauczył )



- Wciśnięcie kopułek głośnika średnio i wysoko tonowego do środka - sam to kiedyś zrobiłem pacholęciem będąc. Ciekawiło mnie, czy jak dotknę tam wewnątrz do poczuję wibracje. Ja się nauczyłem, że nie ma wibracji. Mam nadzieję, że Karol nauczył się, iż wszystkie dzieci wciskają głośniki do środka. 

Jutro kolejny przykład poniesionych wydatków.



środa, 12 czerwca 2013

CZEGO TATA NAUCZY C.D.




Moje zachowanie będzie miało wpływ na jego zachowanie. Mimo różności charakterów. On kopiuje mnie i widzę to już dziś. Jest kilka takich rzeczy, które uważam, że Tata powinien w synu pozostawić. Taki męski, pokoleniowy implant. 

Na początek rzeczy łatwe takie jak robienie latawca - tata robi, dziecko się przygląda. A później razem go puszczają. Potem jazda na rowerze. Skoro syn widzi, że tata umie, sam chce też umieć. To samo z samochodem. I jeszcze taka mała, drobna rzecz. Wiązanie krawata. Kiedy syn dorasta i potrzebuje do białej koszuli wybrać elegancki dodatek, to czas, żeby wkroczył tata. I pokazał jak klasycznie wiąże się ten element wejścia podlotka w czas bycia facetem. 

Father & Son

Czy te rytuały zastępują nam coś, co w dawniejszych czasach było formalną przemianą chłopca w mężczyznę? W naszej kulturze nie ma takiego momentu w życiu młodego człowieka, kiedy mówi mu się kategorycznie - od dziś jesteś dorosły. Czy to dobrze? Czy może dzisiejsze czasy powodują, że jest to zbyteczne? Nie wiem, ale prawie boję się tego momentu, kiedy przyjdzie czas opowiedzieć dziecku z odpowiednią powagą na temat spraw damsko-męskich. Bo dopiero to jest skomplikowane.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

CZEGO TATA NAUCZY


5 Ways to Teach Kids Patience (and free Psalms printable!)
Wraz z tym, jak Karol rośnie wykształcam w stosunku do niego zachowania, które bazują na teoriach przeniesionych z kilkunastoletniego już doświadczenia pracy z ludźmi. Wydawałoby się może, że świat dorosłych jest nie najlepszym polem doświadczalnym na tego typu zabiegi, ale mimo iż bardziej skomplikowany to jednak da się pewne rzeczy przełożyć na wychowanie dziecka. Jednym z takich zachowań jest cierpliwość i chęć, nawet w wieku 17 miesięcy, do wytłumaczenia temu małemu człowiekowi, że pewne rzeczy mają sens a pewne nie. Zakładam, że on rozumie to co do niego mówię, że moje argumenty, mimo iż dorosłe, trafiają do niego, tylko że nie zawsze chce je przyjąć.



father & son <3
Co nie przeszkadza mi cały czas starać się uargumentować w dokładnie ten sam sposób. Nie zawsze udaje mi się wyperswadować mu to czego chce, ale cel jest trochę inny. Chodzi o to, aby od samego początku uczyć go, iż aby cokolwiek uzyskać należy w odpowiedni sposób to uargumentować. Że zamiast używania siły, przewagi, którą nad nim przecież mam, należy powiedzieć co jest niepoprawnego w zachowaniu i starać się, aby druga strona zrozumiała rację tej pierwszej. To bardzo skomplikowane i wydawałoby się niemożliwe z dzieckiem, które nie umie mówić, ale mam nadzieję, że nie to co mu przekazuję, ale jak się przy tym zachowuję daje mu poczucie komfortu w naszej relacji. Bo dzieci obserwują swoich rodziców. A w szczególności ojców i to jak ojcowie traktują innych, w tym same dzieci, wpływa znacząco na to, jak potem one traktują ludzi, w tym rodziców.


Dlatego nawet w sytuacjach, kiedy się spieszę i zachowanie Karola opóźnia to co chcę zrobić, staram się zachować spokój i cierpliwość tłumacząc, że potrzebuję, żeby zrobił to, o co go proszę. Żeby postawić się w takiej sytuacji czasem przypominam sobie taki moment z dzieciństwa, kiedy obudziłem się rano i wiedziałem, że czeka na mnie słoik czekoladowego kremu, który mogłem zacząć jeść właśnie tego dnia. Cały, literalnie cały byłem chęcią zjedzenia kilku łyżeczek tego kremu, więc gdyby ktoś bez powodu odebrał mi tę słodkość, moja frustracja byłaby ogromna. Prawdopodobnie, gdyby mocno argumentował dlaczego mi go zabierze, też bym się wściekł, ale kto wie, może bym zrozumiał?

Dlatego wiem, jakie to ciężkie, żeby dziecku wytłumaczyć, że czegoś nie dostanie
C.D.N.

niedziela, 9 czerwca 2013

TATA, KAKA, TAŃ!




Któregoś dnia, tak około 16 miesiąca nadszedł dzień, kiedy wstałeś Karolku rano, małymi zaspanymi oczkami rozejrzałeś się po swoim pokoju, wyszedłszy z dziury, którą Ci z Mamą zostawiamy w Twoim łóżku, ruszyłeś na codzienną trasę relacji Twój pokój - łóżka rodziców i cały czas zdmuchując sen z powiek myślałeś w jaki sposób opowiedzieć o tym, co Ci się w głowie ułożyło. A ułożyło Ci się dużo, bo już poprzedniego dnia, kiedy po przebyciu identycznej trasy wpakowałeś się nam na poduszki, widziałem że chcesz nam powiedzieć coś wielkiego. Że jesteś gotowy na to, żeby pierwszy raz w życiu wypowiedzieć zdanie, które składało się będzie nie tylko z jednego słowa, nie tylko z podmiotu określonego tak, że polonista nie nazwałby tego nawet równoważnikiem zdania, ale z okrągłej formy leksykalnej, której sens nie pozostawia wątpliwości.

Kiedy otworzyłem jedno oko tak, żebyś tego nie widział, zobaczyłem Ciebie siedzącego na dywanie przed naszym łóżkiem wpatrującego się w nieskończoność tak, że pomyślałem, iż albo toczy się w Tobie jakaś mentalna bitwa myśli, albo jeszcze na tyle jesteś nieobudzony, że umysł już może dzień rozpocząć, ale członki jeszcze chętnie pospałyby z 15 minut.

Siedziałeś tam, a pod kopułą kłębiły się myśli, które mniej więcej tak bym odczytał:
- No dobrze. Wstałem. Przejście ode mnie do rodziców pochłonęło tyle energii, że jestem wykończony. Maraton przy tym co mi się udało tu dziś zrobić to mała przebieżka po placyku zabaw. I to nie pierwszy raz mi się to zdarzyło, gdyż trasę tę przemierzam codziennie. Hej rodzice! Wy śpicie, a tu się historia tworzy. Lekkoatleta wam rośnie, słyszycie? Siedzę więc taki zmarnowany na dywanie, a Tata udaje, że śpi. Lekko uchyla jedno oko, żebym nie widział, że podpatruje co robię. Ludzie, jacy Ci moi rodzice są naiwni! Do rzeczy jednak. Witki mi opadły, energii znikąd, a dzień trzeba rozpocząć. Zawsze o tej porze tata albo mama przygotowują mi porcję kaszki na mleku. I podejrzewam, że dziś też uratowałaby mnie taka opcja. Ale kto powinien wstać i ją zrobić? Mama leży od brzegu, ma bliżej, a Tata od ściany. No to Tata. Skupiam się. Myślę. Chcę powiedzieć "Tato, czy mógłbyś wstać z łóżka, pójść do kuchni i przygotować mi tę pyszną kaszkę, którą mi zawsze rano z mamą serwujecie? Proooooszę?"...

School kids in Britain were given milk daily as families struggled to provide a good diet with calcium during hard times. Margaret Thatcher in her role as Education Secretary, suspended free school milk, earning her the moniker of "Thatcher the Milk Snatcher"

Otworzyłeś ustka i już miałeś zacząć piękną polszczyzną, bo takie będą rzeczypospolite, jaki ich młodzieży chowanie, kiedy z Twoje małego gardziołka wydobyły się trzy, jakże ważne i znaczące słowa
- Tata, Kaka, Tań!

Ponieważ wiedziałem, jak wiele kosztowała Cię trasa, jak ciężko było to zdanie ułożyć, bez ociągania wstałem, poszedłem do kuchni, gdzie dostałeś całą butelkę Twojej ambrozji, tym razem z dodatkową łyżeczką kaszki za trud tego poranka. Trzy słowa, a ile radości i dumy. 

czwartek, 6 czerwca 2013

CZY FACET MOŻE RODZIĆ? C.D.


To spotkanie pozostawiło jednak we mnie pewną, że się tak wyrażę, niepewność. Mówienie przez facetów, że rodzili razem z żoną niesie niebezpieczeństwo bycia niezrozumianym przez osoby, które miały w przeszłości złe doświadczenia z mężczyznami zawłaszczajacymi sobie bez powodu, to co należy do kobiet. Jeżeli kobieta czuła się zdominowana przez osobnika płci przeciwnej, pewnie "podzielenie" się z nią tym co jest jedną z najbardziej kobiecych rzeczy, czyli porodem, może wejść na, tym razem, jej ego. Dlatego chyba powinienem się zapytać mojej żony ( żeby mieć pewność całkowitą a nie domniemaną pewność), czy mogę używać stwierdzenia "rodziliśmy razem" i choć wiem, jaką odpowiedź otrzymam, warto to zrobić nawet tylko po to, żeby przy następnym spotkaniu z osobą, której moja semantyka będzie solą w oku, móc odpowiedzieć, że moja żona tak o tym mówi i mam ten zaszczyt, że nie tylko tak mówi, ale także tak sądzi.
Chyba dobrze sobie to wyjaśnić, bo niby to taka drobnostka, a jednak może spowodować długą i zaskakującą dyskusję. Bo przecież facet nie może rodzić.

Ps. A moja żona mówi, że jest inaczej. Zapytałem ją o to. A w dziedzinie porodów jest naprawdę specjalistką.  Wiem to, bo razem rodziliśmy. 


środa, 5 czerwca 2013

CZY FACET MOŻE RODZIĆ?

Google Image Result for http://breakitdownpete.files.wordpress.com/2011/06/father.jpg

Kiedyś na jakimś spotkaniu ze światłymi ludźmi mediów wszedłem przypadkowo w dyskusję ze znaną prezenterką lifestylową stacji TVN na temat porodu. Opowiadając historię narodzin Karola użyłem jak zwykle stwierdzenia, iż rodziliśmy z żoną razem. Nie zastanawiając się jakoś głęboko nad tym, jak to brzmi ( bo oczywiście fizycznie rodziła Beata) ale jako że byłem z Nią calutki czas obydwoje doszliśmy bez większych i wyeksplikowanych uzgodnień do wniosku, że rodziliśmy razem. Dla Niej to stwierdzenie też jest jak najbardziej naturalne, więc używam go na co dzień  Jednak tego dnia moja rozmowa stanowiła zaczątek do przemyślenia sprawy jeszcze raz.
- rodziliśmy 15 godzin, to było przeżycie dla mnie i dla moja żony. Ale wszystko udało się na 100% - powiedziałem po tym jak opisałem cały proces przygotowania, jazdy do szpitala i tych szczegółów, które były tak ważne podczas tego dnia.
- rodziliście tak? - a Twój udział w skurczach to jaki był - 50 procent?
- nie, no oczywiście, że cały ból był po stronie żony - odparłem jeszcze nie czując, że wszedłem w świetnie przemyślaną, i bez szans na wygranie, dyskusję.
- No to znaczy, że Ty nie rodziłeś. - szukałem chociaż cienia sympatycznej zaczepki, którą mógłbym wykorzystać do wytłumaczenia, co rozumiem przez fakt nazywana porodu wspólnym. Nie znalazłem.
- No dobra. Niech będzie. Urodził mi się zdrowy syn i dostał 9 w skali Apgara. - powiedziałem podkreślając Karola jako podmiot tego zdania.
- sam się urodził. - stwierdziła dziennikarka, która chwilę wcześniej z uroczym uśmiechem kończyła wywiad ze znaną modelką przed kamerami telewizyjnymi.
- sam się nie urodził, bo pomagała mu położna. A cały czas parła żona. - trochę już zniesmaczony tym dyskursem odparłem, ale nie dawało mi spokoju to, że angażując się mocno w poród mojego dziecka, wierząc, że moja obecność podczas porodu coś jednak dała, mając bardzo silne emocje do tego wszystkiego musiałem tłumaczyć co mam na myśli osobie, która zupełnie nie chciała zrozumieć co mam na myśli.
- Zostawcie ten temat, bo widzę że się nie dogadacie, a Hubert nie miał tej wypowiedzi zamiaru nadać barwy szowinistycznej, znam go trochę. - w sukurs przyszła mi znajoma, która znała mnie i tę dziennikarkę na tyle, że mogła sobie pozwolić na rozdzielenie nas jak mama rozdziela dwoje nastolatków kłócących się o to, czy lepsi są chłopcy z Back Street boys, czy James Hetfield z Metallici.

Uśmiechnęliśmy się do siebie z tym, że mój uśmiech miał na celu zamknięcie potyczki a jej twarz jak prompter pod kamerą emitowała komunikat - "bardzo się z Tobą nie zgadzam, i gdybyśmy mieli więcej czasu, to udowodniłabym Ci jak bardzo nie masz racji". C.D.N 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

WYPADKI CHODZĄ PO DZIECIACH C.D. 2


Miałem nie opisywać sytuacji mrożących krew w żyłach, ale zależy mi na tym aby pokazać jak my Tatowie mamy wpływ na to, jak bezpieczne są nasze dzieci i że od nas i naszej szybkiej reakcji zależny czasem nawet ich zdrowie i życie.

Mój przyjaciel, którego syn ma ponad dwa lata opowiedział mi historię, w której odegrał główną rolę, mimo iż scenariusz mógł spokojnie posłużyć za kanwę do nagrania horroru.
Którejś z nocy, jego syn dostał bardzo wysokiej gorączki. Tak w sumie bez powodu, tak z niczego się wzięła ta gorączka, ale wywindowała pod 40 stopni. Razem z żoną próbowali ochłodzić dziecko, aż w pewnym momencie chłopak dostał drgawek, usta mu posiniały i przestał oddychać.

Sytuacja na tyle tragiczna, że dziecku zagrażało realne niebezpieczeństwo niedotlenienia mózgu. Żona mojego przyjaciela, przestraszyła się tak bardzo o zdrowie swojego dziecka, że nie była w stanie wykręcić numeru pogotowia. Mój przyjaciel zachował zimną krew, na tle na ile można w takiej sytuacji zachować zimną krew, zaczął sztuczne oddychanie na dziecku i bardzo stanowczym głosem poprosił żonę aby wykręciła numer 112 by  opowiedzieć co się wydarzyło. Emocje matki w stosunku do dziecka są tak mocne, że nie dziwi nikogo fakt, że psychika każdej, nawet bardzo wytrzymałej kobiety, czasem nie jest w stanie przetworzyć tak niebezpiecznej perspektywy. Natomiast umysł faceta jest skoncentrowany bardziej na rozwiązaniu problemu, a nie na zastanawialiśmy się na jego skutkach. Natura nas stworzyła w ten sposób pewnie też dlatego, abyśmy mogli się uzupełniać w tak trudnych sytuacjach.  Kiedy przyjechała karetka, syn mojego przyjaciela już oddychał, ale tak czy owak został zabrany na obserwację do szpitala.

Tata pełni ważną rolę w życiu i zapewnieniu zdrowia dziecka. Dzięki naszemu męskiemu podejściu niektóre sytuacje są szybciej opanowywane, niebezpieczeństwa szybciej zażegnywane i dajemy mamom naszych dzieci komfort, że gdyby sobie miały z czymś nie poradzić to jesteśmy i czuwamy. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie twierdzę, iż jesteśmy niezastępowalni, że bez nas kobiety nie dałoby sobie rady etc. Dałyby, z pewnością tak,  tylko po co mają się męczyć, skoro nam sprawia radość być potrzebnymi. Życzę wszystkim, żeby nie musieć za często tego udowadniać. Bo to, pomimo naszej macho-skorupy, bardzo obciążające i stresujące. 

Soopsori Ambulance