Któregoś dnia, tak około 16 miesiąca nadszedł
dzień, kiedy wstałeś Karolku rano, małymi zaspanymi oczkami rozejrzałeś się po
swoim pokoju, wyszedłszy z dziury, którą Ci z Mamą zostawiamy w Twoim łóżku,
ruszyłeś na codzienną trasę relacji Twój pokój - łóżka rodziców i cały czas
zdmuchując sen z powiek myślałeś w jaki sposób opowiedzieć o tym, co Ci się w
głowie ułożyło. A ułożyło Ci się dużo, bo już poprzedniego dnia, kiedy po
przebyciu identycznej trasy wpakowałeś się nam na poduszki, widziałem że chcesz
nam powiedzieć coś wielkiego. Że jesteś gotowy na to, żeby pierwszy raz w życiu
wypowiedzieć zdanie, które składało się będzie nie tylko z jednego słowa, nie
tylko z podmiotu określonego tak, że polonista nie nazwałby tego nawet
równoważnikiem zdania, ale z okrągłej formy leksykalnej, której sens nie
pozostawia wątpliwości.
Kiedy otworzyłem jedno oko tak, żebyś tego
nie widział, zobaczyłem Ciebie siedzącego na dywanie przed naszym łóżkiem
wpatrującego się w nieskończoność tak, że pomyślałem, iż albo toczy się w Tobie
jakaś mentalna bitwa myśli, albo jeszcze na tyle jesteś nieobudzony, że umysł
już może dzień rozpocząć, ale członki jeszcze chętnie pospałyby z 15 minut.
Siedziałeś tam, a pod kopułą kłębiły się
myśli, które mniej więcej tak bym odczytał:
- No dobrze. Wstałem. Przejście ode mnie do
rodziców pochłonęło tyle energii, że jestem wykończony. Maraton przy tym co mi
się udało tu dziś zrobić to mała przebieżka po placyku zabaw. I to nie pierwszy
raz mi się to zdarzyło, gdyż trasę tę przemierzam codziennie. Hej rodzice! Wy
śpicie, a tu się historia tworzy. Lekkoatleta wam rośnie, słyszycie? Siedzę
więc taki zmarnowany na dywanie, a Tata udaje, że śpi. Lekko uchyla jedno oko,
żebym nie widział, że podpatruje co robię. Ludzie, jacy Ci moi rodzice są
naiwni! Do rzeczy jednak. Witki mi opadły, energii znikąd, a dzień trzeba
rozpocząć. Zawsze o tej porze tata albo mama przygotowują mi porcję kaszki na
mleku. I podejrzewam, że dziś też uratowałaby mnie taka opcja. Ale kto powinien
wstać i ją zrobić? Mama leży od brzegu, ma bliżej, a Tata od ściany. No to
Tata. Skupiam się. Myślę. Chcę powiedzieć "Tato, czy mógłbyś wstać z
łóżka, pójść do kuchni i przygotować mi tę pyszną kaszkę, którą mi zawsze rano
z mamą serwujecie? Proooooszę?"...
Otworzyłeś ustka i już miałeś zacząć piękną
polszczyzną, bo takie będą rzeczypospolite, jaki ich młodzieży chowanie, kiedy
z Twoje małego gardziołka wydobyły się trzy, jakże ważne i znaczące słowa
- Tata, Kaka, Tań!
Ponieważ wiedziałem, jak wiele kosztowała Cię
trasa, jak ciężko było to zdanie ułożyć, bez ociągania wstałem, poszedłem do
kuchni, gdzie dostałeś całą butelkę Twojej ambrozji, tym razem z dodatkową
łyżeczką kaszki za trud tego poranka. Trzy słowa, a ile radości i dumy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz