Znam dzieci, które robią to bardziej
spektakularnie i głośniej, ale ten okres, jakkolwiek dziecko przezeń nie
przechodzi, jest dla wszystkich rodziców pewnego rodzaju próbą. Bo jeszcze nie
do końca potrafi powiedzieć taki bąbel, a już rozumie tak dużo, że z pełną
świadomością może się nie zgodzić. Mimo, iż staraliśmy się nie używać w
stosunku do niego słowa "NIE", żeby pokazać, że jest wiele sposobów
na wyrażenie swojej dezaprobaty, bardzo ciężko jest uniknąć całkowicie tego
słowa. Z resztą nie o to nam chodziło. Raczej chcieliśmy sami nie wpaść w
pułapkę zabraniania mu rzeczy, które są właściwie nie dla niego, ale jakby tak
się przyjrzeć im z bliska, to czemu miałby ich nie robić? Jak np. grzebanie w
szafce z garnkami. Minus - trochę głośno się robi w kuchni, ale za to radość w
jego oczach kiedy gotuje zupę ze szmatki oraz rękawicy kuchennej? Bezcenna.
Dlatego NIE wychodziło naszych ust rzadziej niż mogła by na to wskazywać
sytuacja.
Jednak Karol zrozumiał znaczenie przeczenia i
zaczął używać go regularnie. Pół biedy, kiedy informuje o stanie rzecz ( czy
zrobiłeś siku? Karol, śpisz? jesteś głodny?) a problem zaczyna się wtedy, kiedy
nie chce czegoś zrobić. A Karol ma charakter i raczej ma określone chęci lub
ich brak. Dlatego zdecydowaliśmy się na eksperymentalną metodę, która o dziwo
(bo wydawało się nam, że jest za mały, żeby zrozumieć tryb warunkowy) zdaje
egzamin i polecam jej wypróbowanie. Chodzi o to, aby nie zabraniać, tylko
stawiać warunki, pod których parasolem jesteśmy w stanie zmusić dziecko do zrobienia tego co chcemy w zamian
za to, że dostanie od nas to co chce, lub tego zamiennik, w odroczonym czasie. My
się nie poddajemy, a ono ma wrażenie, że dostało to czego chciało. Jakbyśmy
czytali podręcznik "wstęp do negocjacji".
Przykład pierwszy. Karol lubi jeździć
samochodem. Lubi także siadać za kierownicą i udawać, że prowadzi auto. Czasem
jest tak, że nie wejdzie na swoje siedzenie z tyłu, tylko od razu prze na
siedzenie z przodu i łapie za kierownicę. Któregoś razu otworzyłem tylne drzwi
i już miałem go wsadzić na jego fotelik, kiedy rozpoczął dość głośne
jamochłonowanie exspresis verbis, co prawda w swoim języku, więc obrazić się
nie mogłem, ale przekaz zrozumiałem. Mogłem powiedzieć "siadaj
natychmiast" i wepchnąć go do jego miejscówki, ale wybrałem trudniejsze
rozwiązanie. Powiedziałem, że owszem, usiądzie na miejscu kierowcy, będzie mógł
pokręcić kierownicą, i nawet pozmieniać biegi, ale za pięć minut, kiedy
zaparkuję samochód po drugiej stronie ulicy. Wydawało mi się, że ta forma
wypowiedzi będzie dla niego zbyt trudna, że argument - jeżeli usiądziesz to
potem dostaniesz - będzie za słaby dla małego człowieka, który całym sobą był
ucieleśnieniem słowa CHCĘ, ale ku mojemu zaskoczeniu Karol potwierdził swoim
wyraźnie zakończonym na literę K a nawet przeciągniętym TAAKKK, i dał się
wsadzić do fotelika. Po przyjechaniu na miejsce miałem nawet pokusę wyjęcia go
z samochodu i zaniesienia od razu do domu, ale potem pomyślałem sobie, że
obiecałem mu chwilę za kierownicą i że będzie mógł pozmieniać biegi. Nie
pamiętał już tego. Ja jednak odpiąłem jego malutkie pasy i zaprosiłem go do
siebie. Nieśmiało usiadł na moich kolanach i zatrąbił szukając w moich oczach
aprobaty. Znalazł jej całe 100%. Bo taka była umowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz