niedziela, 4 sierpnia 2013

RETROSPEKTYWA PODRÓŻNICZA - WIELKI KANION


Wielki Kanion nie na darmo nosi nazwę wielki, gdyż rzeczywiście jest wielki. Na mój mały rozumek to jest niewyobrażalne (choć jeszcze jest wiele rzeczy niewyobrażalnych, jak np dlaczego kuzynka Sophie mówi, a ja jej nie rozumiem, skoro mamę i tatę rozumiem?). Pojawił się trochę niespodziewanie, bo droga do niego jest w miarę płaska i nie zapowiadała dziury w ziemi o głębokości czasem nawet 2 kilometrów. Jedzie się tam spokojnie, przez okolicę nawet można rzecz wiejską, krowy, stacje benzynowe i kilka hotelików. Nic ciekawego.
Kiedy dojeżdża się do parkingu, nadal nie widać, tego po co wszyscy tu przyjeżdżają. Tak jakby miało być to dla wszystkich niespodzianką.
- No to dojechaliśmy - powiedział tata, który od rana był nakręcony tym wyjazdem, gdyż wcześniej ogłosił, że teraz są tylko trzy rzeczy, które chciałby zobaczyć podczas wyjazdu. Wielki Kanion, Sekwoje i winnice w Napa. Pierwszy punkt już za chwilę miał się wypełnić.
Załadowaliśmy się do mojej karocy, ułożyłem się jak turecki Basza i dałem się powieźć do wejścia. Nadal nie widziałem Kanionu, co spowodowało moje lekkie podejrzenia, bo skoro kanion jest jednym z niewielu naturalnych tworów widocznym z kosmosu, a ja wg wszystkich zapewnień rodziców byłem od niego jakieś 100 metrów, to nie tylko powinienem go widzieć, ale być częścią jego i też być widziany z kosmosu. A tu, zamiast kosmicznych wizji były krzaki i jakieś małe kamienie.
I dopiero po tym, jak tata z mamą pogadali z tym sympatycznym panem Rangersem (swoją drogą to dość śmieszne imię) spomiędzy krzaków wyłoniła nam się ogromna dziura w ziemi.
Pogoda była ładna, choć chłodna. Słoneczko świeciło od rana, nawet kiedy wyruszaliśmy z miasteczka Williams, zapowiadał się bardzo przyjemny dzień. Tata zrobił na pożegnanie kilka zdjęć tej małej mieścince na historycznej trasie 66 i ruszyliśmy pod słońce w stronę Wielkiej Dziury. I teraz staliśmy tam patrząc w dół i podobnie jak około 5 milionów ludzi rocznie otworzyliśmy paszcze w geście, którzy tutejsi ludzie werbalizują dźwiękiem "łaaaał".

Dobra, kanion jest wielki. I kolorowy. Strasznie głęboki, tak głęboki, że w tym miejscu gdzie pierwszy raz go zobaczyliśmy nie miał dna. Światło padało na kolorowe kamienie tworząc fantastyczną mozaikę odcieni ciepłych barw a ułożenie geologiczne, które jest warstwowe nadawało tego wszystkiemu takiego ładu i porządku. Mimo poszarpaności wzniesień i zawiłości koryta rzeki Kolorado było w tym wszystkim takie poukładanie. Ciężko opisać dokładnie jak to wyglądało bo rzeczywiście takiego cuda jeszcze nie widziałem, z resztą nie tylko ja nie wiedziałem co powiedzieć. Wiele osób po prostu stało patrząc w dół w dal i nie mówiło nic. Siedząc tak w wózku i patrząc na ciągnący się po horyzont wąwóz zrozumiałem dlaczego nie widziałem go zza krzaków na parkingu. Dlaczego krzaki zasłaniały go w 100%. Wielki Kanion zaczyna się od poziomu chodnika i schodzi w dół, więc wystarczy się położyć na ziemi i już go nie widać. Więc krzaki swobodnie go zasłaniały. Trochę mi ten kanion przypominał góry, tylko tak jakby ktoś je odwrócił do góry nogami (to jest śmieszne, bo przecież góry nie mają nóg) a potem ukradł całą ich zawartość. I oglądanie Kanionu to tak jak stanie u podnóża pasma gór i patrzenie na szczyty, tylko w dół. W końcu prawie 2000 metrów to różnica pomiędzy podstawą a szczytem ( w tym wypadku dnem). Tak patrzyłem na to wszystko i mimo tego, iż to cud natury wiem, że jak będę starszy nie będę pamiętał nawet najmniejszego kamyczka z tej wycieczki, nawet jednej chmurki z obłędnego nieba, jakie górowało nad Kanionem. Dlatego z tych całych emocji i rozedrgania emocjonalnego zmusiłem mamę do nakarmienia mnie i ułożyłem się do snu w wózeczku. Spałem smacznie, aż to nagle obudził mnie dźwięk padającego deszczu i gradu. Pomyślałem sobie wtedy, że porównanie do gór wcale nie było takie nietrafne. Tu też pogoda potrafiła się zmienić z chwili na chwilę.
Naoglądałem się już tego dnia przepaści. To za wiele jak na moje 6 miesięczne zmysły. Sen przyniósł ukojenie. Przyśnił mi się co prawda wielki Kanion, ale ten był całkowicie mój i był zrobiony miąższu owoców mango, więc nie tylko mogłem go oglądać ale także trochę zjeść. Fajny ten kanion był.

1 komentarz:

  1. Karolku jesteście bardzo odważni!!!!!!!!!!!!!Patrząc na te zdjęcia mam ucisk w dołku, a co dopiero być na skraju kanionu, brrrrr!!!Widać nie dla wszystkich takie emocje, opiekuj się Rodzicami!!!!Proszę.....babciula

    OdpowiedzUsuń