czwartek, 27 kwietnia 2017

STRES DZIECKA - CZY MOŻNA GO ZNIWELOWAĆ I O TYM JAK UCIEKŁEM KANAROM



Jak bardzo musi być stresujące dla nastolatka, kiedy zostanie złapany bez biletu w autobusie. Jakiego typu to musi być wydarzenie dla człowieka, który wchodzi powoli w dorosłość i w ponoszenie konsekwencji swoich czynów. A jak bardzo stresować się musi taki człowiek, wiedząc że o wszystkim dowie się mama i tata? Piszę o tym w autobusie, z którego właśnie troje ubranych w niebieskie mundurki kontrolerów wyprowadziło młodego chłopaka, który nie zakupił biletu przed wejściem do pojazdu transportu miejskiego. Chłopak był zestresowany tak, że widać było jak mu się ręce trzęsą. Poziom jego stresu był zapewne porównywalny z dowolnie wybraną sytuacja, z którą w dorosłym życiu my zupełnie duzi ludzie nie potrafimy sobie poradzić. Bo kaliber czynników, jakie wywołują w nas stres jest dopasowany do wieku i rzecz, która dziś spłynie po mnie jak po kaczce w dziecku może pozostawić dziurę, która będzie wielka i bolesna.

Chyba, że znajdzie się mechanizm, który dziecko jest w stanie opanować i zaaplikować, aby taki stres zminimalizować. Pamiętam z mojego dzieciństwa podobną historię, działa się w autobusie linii 171, miałem wtedy 16 lat i wracałem na gapę do domu od koleżanki. Koleżanka mi się bardzo podobała, miałem motylki w brzuchu, więc dziarsko nie skasowałem biletu. Co mógłby mi wtedy ktokolwiek zrobić? Miałem ze sobą garść wcześniej skasowanych biletów, ufając że kiedy kanar wejdzie do autobusu i będzie chciał sprawdzić mój, pomyli się i weźmie jeden z tych, które mu dam i źle odczyta dziurki, które w tamtych czasach na bilecie pozostawiał kasownik, po włożeniu kartonika do jego zębatej szczeliny. Dziurki te stanowiły kod, który zawierał numer autobusu oraz datę przedziurkowania. Moja naiwność i nieznajomość tego kodu podpowiadała, że kontrolerzy po prostu zobaczą kilka dziurek, nie będzie im się chciało analizować co oznaczają, więc uśmiechną się do mnie i powiedzą - miłej podróży. O naiwności nastoletnia, jak często zwodzisz młode wilki na manowce!

Oparty o gumową harmonię przegubu produkcji węgierskiej, bo Ikarusy to były flagowe pojazdy MZK w tamtych czasach, kątem oka zauważyłem, że do autobusu weszli trzej jegomoście w ubraniach cywilnych, ale z minami prawdziwych służbistów. Nie zdążyłem uciec z pojazdu, ale za to na spokojnie liczyłem na swoją strategię pogubienia Panów w gąszczu skasowanych biletów. Szybko okazało się, że to rzeczywiście byli kontrolerzy i że jeden z nich podszedł do mnie a następnie poprosił o podziurkowany kartonik. Podałem kilka i powiedziałem, że niestety wsadziłem go do portfela, gdzie były inne, więc gdyby Pan był uprzejmy i sam odnalazł sobie odpowiedni, to szczęśliwy byłbym ogromnie. Nie odnalazł. Spochmurniał i powiedział
- daj mi legitymację - dziwnie zabrzmiał jego głos, jakby trochę zbyt emocjonalnie jak na takie wydarzenie.
- Nie mam legitymacji - skłamałem i popatrzyłem na faceta prosto i może nawet trochę za bardzo zuchwale.
- No to będziemy musieli wysiąść - odpowiedział i machnął na kolegów ustalonym znakiem, że będzie wysiadka z gapowiczem. Jednak to drugie zdanie upewniło mnie w przekonaniu, że człowiek, który sprawdzał moje bilety był po jednym lub nawet dwóch piwach. Głos miał trochę dziwny, to usłyszałem wcześniej, ale teraz poczułem od niego chmiel. Ułożyła mi się w głowie szalona myśl. Abstrakcyjna, szalona, ale mogła mnie uchronić od mandatu, o którym musiałbym powiedzieć rodzicom. A to było nieciekawą perspektywą. Więc zacząłem zachowywać się nienaturalnie, jak na właśnie złapanego pasażera na gapę.

- Dobrze, wysiądźmy. Zapewne będziemy musieli pójść na komendę, żeby mnie zidentyfikować.
- Tak - odpowiedział kanar, trochę zdziwiony moją odpowiedzią.
- W takim razie mamy do wyboru dwa miejsca - albo na Wolskiej, albo na Ciołka - wykazałem się znajomością topografii mojej dzielnicy
- Tak - trochę zbity z tropu odpowiedział człowiek obok mnie.

Nie pamietam go dziś dokładnie. Ale był ode mnie większy, pewnie grubszy i miał na pewno czerwoną twarz. Dwóch jego kolegów wpisywało się w podobny wizerunek. Plan mój był taki, że zatruję mu życie gadaniem o tym, że pił w pracy, że go zwolnią, że dostanie dyscyplinarkę i że mój mandat nie jest warty jego zwolnienia. Gdyby to wszystko nie zadziałało, zamierzałem uciec  niedaleko Górczewskiej a potem dać drapaka gdzieś między blokami. W końcu znałem dzielnicę.

Wyszliśmy z autobusu i ruszyliśmy wzdłuż ulicy. Rozpocząłem mantrę. Nawet nie wiedziałem do czego ma ona doprowadzić, ale wymyśliłem sobie, że zmuszę go do przyznania się że pił.
- Wie pan, że jak pójdziemy na komendę, to ja dostanę mandat, ale Pana wyrzucą z pracy?
- Kto ma mnie wyrzucić?
- No jak to kto? Policja. Pan mnie zgłosi jako gapowicza, ale ja zgłoszę, że Pan jest pod wpływem alkoholu.
- Nie jestem pod wpływem alkoholu.
- Tak? To niech Pan mi da rękę, ja położę mój kciuk na Pana otwartej dłoni i prosto w oczy niech Pan mi powie, że nie pił Pan alkoholu - powiedziałem nie wiedząc zupełnie, dlaczego właśnie tak miał zadziałać mój na szybce wymyślony wariograf. Może myślałem, że wyczuję jak mu się ręce spocą gdy kłamie. Do dziś nie wiem, co miałem przez to wszystko na myśli. Ale brzmiało to na tyle dziwnie, że facet zareagował tak jak chciałem
- Gnoju jeden, nie będę Ci dawał żadnej ręki.
- Niech Pan da, przecież jak Pan nie pił to niczego nie wyczuję i pójdziemy spokojnie na komendę.
- Nic Ci nie będę dawał.
- Ale co Panu zależy, przecież nic Panu nie zrobię.
Cisza, facet spojrzał na innych, którzy szli za nami i krok za krokiem szedł dalej.
- No niech Pan da mi na chwilę rękę - mantrowałem dalej.
- Nic Ci nie muszę dawać.
- Ale ja tylko spojrzę Panu w oczy i dotknę ręki, nic więcej.
Znowu obejrzał się na kolegów. Liczyłem już kroki do miejsca, z którego plan miałem, aby zacząć wdrażać rozwiazanie B  - ucieczkę.
Tup, tup, tup, tup. Krok za krokiem facet szedł obok mnie i milczał. A ja z uporem sprzedawcy odkurzaczy mówiłem mu, że danie mi ręki krzywdy mu nie zrobi, jeżeli nie pił. A on twardo szedł i milczał.

Kiedy doszliśmy po 7 długich minutach do pasów dla pieszych, z których miałam zamiar uciekać, odwrócił się do mnie i powiedział
- Spieprzaj gnoju, już!
Odwróciłem się na pięcie i spokojnym krokiem oddaliłem się od grupy kontrolerów. Byłem uratowany.

Narzędzie jakie wymyśliłem na biegu nie zadziałałoby gdyby nie fakt, że facet był po alkoholu, ale gdybym nie przełamał się i nie powiedział mu o tym musiałbym zapłacić mandat. Mantra,  jaką sobie obmyśliłem bazowała na dziwnej abstrakcji, która w moich ustach brzmiała tak prawdziwie, że facet w nią uwierzył. I przestraszył się. Szesnastolatka się przestraszył. Niechcący dość efektywnie przejąłem kontrolę nad sytuacją i na szczęście dla mnie na tyle mocno, że do końca udało mi się nie wypuścić tego z rąk.

Udało mi się nie tylko zminimalizować stres, ale nawet przejąć kontrolę nad tym co go wywołało. Nawet jeżeli wiedziałem, że wszystko dzieje się z mojej winy. Wykorzystałem sytuację bezczelnie, bo powinien był zostać ukarany, a udało mi się wygrać.

Ten mechanizm działa zawsze. Jeżeli można nazwać to, co powoduje nasz stres, jesteśmy w połowie sukcesu. Gdy uda nam się przejąć kontrolę nad tym czynnikiem - jest jeszcze lepiej, bo czujemy się mocni. Mocniejsi niż przed zaistniałą sytuacją.

U dzieci jest gorzej bo tak jak wspomniałem - dla nich mała rzecz może stać się źrodłem wielkiego stresu, ale jeżeli potrafimy zracjonalizować i opisać im źródło nerwów i pokażemy, że to ważne, ale istnieją rzeczy ważniejsze niż to co się stało, pomożemy im efektywnie zredukować emocje i może kiedyś do głowy strzeli im abstrakcyjny pomysł przejęcia kontroli nad najbardziej, w ich mniemaniu, stresującą sytuacją. Tak jak mnie się to raz zdarzyło dawno temu. Do dziś to pamiętam. Wtedy wygrałem nawet jeżeli wszystkie przesłanki wskazywały, że to niemożliwe.



1 komentarz:

  1. Nie zawsze wszystko jest takie proste i idealnie się układa. Dzieci i to w różnym wieku mają różne problemy, z którymi sobie nie radzą. My jako rodzice nie zawsze jesteśmy w stanie pomóc. Wtedy warto szukać fachowej pomocy, którą ja dla córki w https://psychomedic.pl/ znalazłam i szczerze polecam.

    OdpowiedzUsuń