Powoli odkrywam w szczegółach, czemu tak bardzo mi
zależy, aby być dobrym tatą. Pewnie nie trzeba być wielkim psychologiem, aby
zgadnąć, że mam chęć nie popełnić tych błędów, które popełniliśmy ( tak -
popełniliśmy bo ja też wiem, co zrobiłem źle) z moim Tatą.
Ostatnio spotkałem się z nim, choć często to w
najbliższej przeszłości nie bywało i powiedziałem mu to, co aktualnie myślę na
temat ojcostwa, a co jest bezpośrednim wynikiem faktu, iż sam stałem się ojcem
i robię wszystko aby temat rozgryźć na cząstki elementarne. Zapytałem go
najpierw, czy wie, co mi przekazał jako spuściznę emocjonalną. Bo co mi
fizycznie dał, to oczywiście obydwaj wiemy i nie negujemy wartości tego bagażu.
Nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie.
Bo to trudne pytanie. Co tata naprawdę zostawia synowi.
Mówię NAPRAWDĘ, bo to co mu się wydaje, że zostawia nie zawsze, a nawet
zaryzykowałbym stwierdzenie - niezmiernie rzadko - jest tym co dziecko
rzeczywiście sobie zabierze. To był chyba pierwszy raz, kiedy takie pytanie
zostało postawione między nami. Mój Tata się trochę zamyślił i zaczął powoli
odpowiadać. Szło mu niespiesznie, bo chyba badał czy to co mówi składa się z
tym co ja myślę, ale po kilku chwilach szukania na oślep powiedział:
- Nie wiem.
Ja też pewnie tego nie będę wiedział, kiedy zapyta mnie
o to mój syn. To niełatwa rozmowa, mimo iż jesteśmy dorosłymi facetami. A może
właśnie dlatego niełatwa. Bo dzieciom jest prościej rozjaśnić meandry ludzkich
myśli i uczuć. Dzieci nie mają swoich głębokich doświadczeń w tej
dziedzinie. A dorośli tak.
- Chcesz wiedzieć co dla mnie jest najważniejsze, z tego
co pokazałeś mi na swoim przykładzie?
- Chcę - odpowiedział mój tata i zamyślił się znów.
- To może być bolesne, bo pewnie nie zepnie się z Twoją
listą.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek pomyślałem sobie aby taką
listę ułożyć - zdawało się, że chciał powiedzieć, ale tylko popatrzył się na
mnie i uśmiechnął oczyma.
- Nauczyłeś mnie, że większość spraw nie jest aż tak
ważna, żeby się nimi przejmować. Że tylko sprawy bardzo ważne są ważne, a te
mniej ważne można zawsze łatwo rozwiązać. Nie powiedziałeś mi, które to są te
najważniejsze, ale bardzo dobrze pokazałeś jak spokojnie podchodzić do spraw
drobnych, które wydają się być nierozwiązywalne.
- Tak?
- Tak. Tego mnie nauczyłeś. Dzięki Tobie mam dystans,
który sprawia, że mogę się skupić na tych ważnych rzeczach, a nie przejmować
się błahostkami. Jak rozpoznawać te ważne nauczyłem się żyjąc zadając pytania
po drodze, ale gdybym nie miał dystansu, pewnie bym ich nie potrafił
zidentyfikować.
Nie powiedziałem dziękuję. Bo czy za to powinno się
dziękować? Czy może wystarczy zebrać tę wiedzę to kupy i przekazać swojemu
synowi w formie zapłaty za to co się otrzymało od swojego taty?
Mój Tata jakby wiedząc o czym myślę spojrzał nam mnie i
powiedział
- Ja z dziadkiem nie miałem dobrej relacji.
- Chcesz przez to powiedzieć, że fakt ten rzutuje na
nasze stosunki? Oczywiście, że rzutuje.
- Bardziej chodzi o to, że ja żyłem z nim w konflikcie.
Przez 4 lata się do niego nie odzywałem.
- My nie mamy takiego problemu. Jestem za duży, żeby się
obrażać na Ciebie za to jaki jesteś. Bo jesteś moim Tatą i już zawsze nim
będziesz - nie zależnie od tego co się stanie.
- Nie mamy takiego problemu. To fakt. Ale Ty nie wiesz,
jakie ja mam problemy.
- Oczywiście, że nie wiem. Bo mi o nich nie mówisz.
Gdybyś jednak chciał, to powtarzam zawsze jak się widzimy czy słyszymy, żebyś
wpadł do mnie i powiedział to co Cię dręczy. Bo komu masz to powiedzieć?
Mój ton głosu był trochę szorstki, a może to
zdecydowanie tylko mnie wydało się odrobinę chropowate.
- Jak byłeś młodszy dostawałeś wszystko, co mogliśmy Ci
z mamą dać.
- Jak byłem młodszy to to wszystko było łatwiejsze. Bo
byliście dla mnie naturalnym autorytetami. I szedłem za wami nie zadając pytań.
- Ale kiedy kupiliśmy ziemię i chcieliśmy budować dom,
to byłeś cały za tym projektem.
- To był ten moment, kiedy przechodziłem z fazy
"popieraj" w fazę "kwestionuj" i okazało się, że je nie
chcę tam mieszkać, gdzie Ty chciałeś postawić dom. Ale nie zauważyłeś tego i cały czas chciałeś realizować moje, czy
może tylko i wyłącznie swoje, marzenia bez zważania na to, czego chce Twoje
dziecko.
Wtedy zrozumiałem istotę zacieru konfliktu mojego Taty z
Mamą. Mój tata bardzo chciał wybudować dom, a w pewnym momencie pozostał sam w
tym dążeniu na tyle, że zamknął się w
sobie. Myśl o budowie domu zdominowała jego działania na tyle, że wszyscy
którzy nie byli z nim, jawili się jako jego wrogowie.
- Ale gdybyś wtedy zdecydował się mnie wesprzeć, teraz
być tam szczęśliwie mieszkał.
- Mieszkał - prawdopodobnie. Szczęśliwie - to już dla
mnie jest wątpliwe.
Rozmowa skończyła się stwierdzeniem, że to wszystko
nie jest łatwe. Obydwaj doszliśmy do wniosku, że tak rzeczywiście jest.
Zaprosiłem Tatę ponownie do naszego
mieszkania, żeby budował więzy ze swoim jedynym wnukiem, a potem On poszedł do
innego stolika rozmawiać z kolejnymi gośćmi uczestniczącymi w weselu, na którym
sytuacja ta miała miejsce. Tyle czasu nam wystarczyło, żeby temat dotknąć.
Nie pełnie, ale dotknęliśmy.
Jeszcze jedno mi mój Tata przekazał, jak się okazało.
Zrozumiałem, że w życiu każdego taty przychodzi taki moment, kiedy dziecko
wchodzi w fazę "kwestionuję" i wtedy nie wolno na siłę realizować
swoich niespełnionych marzeń przez pryzmat potomka, bo nie tylko nie zostanie
to zauważone przez niego, ale także może spowodować wielką frustrację podszytą
dezaprobatą młodszego pokolenia.
Oby nie było mi dane tego momentu przegapić.
ps. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Tato.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz