Kiedy rodzi się malec, taki jakim jest nasz Karol,
bardzo dużo emocji przekazuje się jemu czasem zapominając, że bez rodziny,
która się lubi ze sobą, dziecko nie jest w stanie zaczerpnąć przykładu jak być
winno. Poświęcanie mu swojej uwagi jest fantastyczne, bo wszystko co się dzieje
jest nowe, inne i cały czas fascynujące. To wszystko jest bardzo kuszące i
zapędzenie się za mocno w ten układ może i wydaje się być dobre dla dziecka,
ale na pewno nie jest dobre dla związku. Mama, która nadmiernie dużo czasu
spędza z dzieckiem może wydać się swojemu parterowi zaniedbującą go, z resztą
działa to w dwie strony. Dlatego my, z moją ślubną, mamy dość często swoje
wieczory, czyli taki czas kiedy możemy spędzić chwilę tylko ze sobą, oczywiście
mając cały czas Karola z tyłu głowy, co więcej często jest on tematem naszych
rozmów, ale są to rozmowy mimo wszystko skupione na nas. To taki paradoks, bo
ten mały człowiek absolutnie zdominował nasz świat przez ostatnie prawie dwa
lata, a z drugiej strony cały czas potrafimy cieszyć się byciem tylko ze sobą,
nawet jeżeli cień obecności naszego synka wisi nad nami. Sami z resztą go tam
przywołujemy.
Jest według mnie kilka rzeczy, które przetrawiwszy
wspólnie po urodzeniu dziecka pozwalają na budowanie związku mimo tego, że
teraz to nie tylko związek kobiety i mężczyzny ale już związek mężczyzny,
kobiety i mężczyzny. Małego mężczyzny. Te rzeczy, to czynności które kiedyś
wychodziły tak zupełnie spontanicznie, a teraz trzeba, podkreślam trzeba
je zaplanować i wykonać. To między innymi kino, teatr, koncert czy nawet
poleżenie w łóżku do 10:00, kiedy młodego nie ma w domu. Tu oczywiście pojawia
się odwieczne pytanie, czy oddawanie na noc dziecka osobom trzecim jest dla
niego okrutne czy nie. Przez pierwszy okres myślałem, że zawiezienie go do
babci jest pozbyciem się go, jednostronnym i egocentrycznym aktem banicji
młodego człowiek poza mury domostwa. Ale potem, kiedy zauważyłem ile radości
daje ta wizyta Karolowi oraz babci, przestałem mieć obiekcje i chwilę wolnego,
sam na sam w domu lub sali koncertowej z żoną traktuję nie tylko jak inwestycję
w nasz związek, ale także jako umocnienie relacji dziadkowie - wnuczek. I
bardzo swobodnie się z tym czuję, bo wiem, że to dobre. Ale trochę czasu zajęło
mi zrozumienie tego mechanizmu.
Czy więc być tatą czy mężem. I czy można być dobrym tatą
i dobrym mężem? Wydaje mi się, że najpierw jednak trzeba być dobrym mężem, a
potem dopiero tatą, bo przecież syn nasz miłości uczy się od nas, a bycie dobrym
mężem oznacza nic innego jak kochać, ufać, wspierać i być dla siebie. A on na
to patrzy. I chłonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz