W mieszkaniu, w którym wraz z odejściem wód
mamy zacząłeś wychodzić na dobre na świat są dwa balkony. Jeden, większy,
wychodzi na ruchliwą ulice, po której tramwaje jeżdżą tak głośno, spanie w lato
przy otwartym oknie to zadanie trudniejsze niż naprawianie Tupolewa w wytartym łożyskiem
tocznym w tylnym silniku. Drugo balkon jednak, do którego przedostać się można
przez naszą sypialnię, jest cichy, spokojny i co najważniejsze zabudowany.
Ponieważ jesteś dzieckiem jesiennym, jak łatwo policzyć mając trzy miesiące
zahaczałeś swoim niecnym wzrostem o grudzień, a ponieważ mama wyczuła, iż
dobrze śpi się Tobie na świeżym powietrzu, mimo pory oraz mrozu lądowałeś
prawie co dzień na balkonie. Czy padał śnieg, czy nie, czy było -15 czy -5
Twoja poranna drzemka wiązała się z opatuleniem Ciebie w 4-5 warstw ubrań
ciepłych i wełnianych, zawinięciem Ciebie w kocyki i pledziki a potem
wystawienie w gondoli od wózka na balkon i szybkie ucieknięcie stamtąd z racji
przymarzania nóg do posadzki. Potrafiłeś w takim przyjemnym chłodzie spać nawet
4 godziny a mama wtedy miała chwilę czasu na wymycie się, ogarnięcie, zrobienie
sobie czegoś do jedzenia i paru innych czynności, które zazwyczaj robiła przy
okazji a teraz musi planować to z wyprzedzeniem co najmniej 4 godzinnym. Czasem
jak wychodziłem po Ciebie na balkon i widziałem jak budzisz się z mroźnego snu
zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jest Ci za zimno, czy nie robimy Ci
krzywdy i czy fakt, że potrafisz zasnąć na 4 godziny nie jest powiązany bądź co
bądź z lekkim stanem hibernacji. Jednak zawsze jak odgacałem Cię z wszystkiego,
w co byłeś zawinięty upewniałem się, że wszystko jest ok i sam fakt ciepłego
nosa i lekko spoconej szyjki mówi za siebie. No i Twój uśmiech, który
potwierdzał wysoka formę i brak przeciwwskazań do ponownego położenia Ciebie na
balkon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz