Nie wiem, czy kiedyś Karol nie powie mi, że indoktrynuję go jakimś wapnem gaszonym, mającym co najmniej 30 lat, choć może skoro nie wyklął mnie jeszcze za Misia Uszatka, to i może za ten proceder mnie nie usunie ze znajomych na fejsie czy asku?
To wapno, które wspomniałem to bajki zgrane z płyt winylowych na wersję cyfrową i ostatnio zaprezentowane w formie na słuchawkach mojemu dziecku. Początki były trudne, bo założenie słuchawek na uszy powodowało stanowczy sprzeciw, a potem rzut sprzętem przez pokój, ale jak pokazałem mu, że trzymanie na głowie wielkich, studyjnych nauszników to nic złego, a nawet przyjemność z tego może płynąć, to dał się przekonać. Kupiłem więc kota w butach, stoliczku nakryj się oraz Kubusia Puchatka datowane wszystko jeszcze w latach 70tych i zaproponowałem Karolowi pewnego wieczoru, zamiast czytania bajek, słuchowisko. Biorąc pod uwagę kunszt aktorski wykonawców i realizację, jak przypuszczam Polskiego Radia, miałem pewność, że słuchowiska, dziś
pewnie trzeba by powiedzieć audiobooki, spodobają się młodemu. Nie wiedziałem, że aż tak bardzo.
Po założeniu słuchawek i włączeniu mu bajki o stoliczku, który sam się nakrywał synek mój utkwił wzrok w suficie w pozycji nieskończoność i skupiał się tak bardzo, jakby wszystko to co słyszał wizualizowało mu się natychmiast w głowie. Praca czoła i koncentracja, jaka go opanowała zdecydowanie nie zachęcała do przerywania seansu. Normalnie o tej porze Karolowi wystarcza 15 minut czytania i odpada, a tu nagle okazuje się, że w trzydziestej minucie słuchowiska nie tylko nie śpi, ale z nieustającym skupieniem nadal wypatruje się w sufit. W czterdziestej minucie walczył z własnymi słabościami i mało nie poddał się Morfeuszowi, ale o zwycięstwie nad fizjologią świadczyć miał głośno wypowiedziany komunikat "tata skończyło się. Poczytasz mi?".
Czyli się spodobało. Mimo wileńskiego "L" niektórych aktorów, mimo że bez wizji i powyżej 7 minut. Dwu-i-pół-letnie dziecko przesłuchało całą bajkę i zakładam, że podobała się mu.
Staje czasem przed wyborem co Karolowi pokazać, a czego nie. Przez sentyment moich lat młodości podsuwam mu to, co mnie kiedyś poruszało. To oczywiście były zupełnie inne czasy, bo to czego słuchaliśmy i oglądaliśmy nie było selekcjonowane przez naszych rodziców, tylko stanowiło właściwie jedyną dostępną rozrywkę. Prawdopodobnie nawet niezbyt dobrą, ale radość wyobrażania sobie jak wygląda dom baby jagi z Jasia i Małgosi była tak wielka, że dziś przypominając sobie to przesłuchawszy z Karolem po latach rzeczone słuchowisko, patrząc na niego zasłuchanego w te same dźwięki wydaje mi się, że on też za kilka lat uśmiechnie się kiedy usłyszy piosenkę np. z Tomcia Palucha.
A na pewno słuchanie tych trzydziestoletnich nagrań nauczy go jednego. Że wyraz "poszliśmy" akcentuje się na zgłosce PO, "zrobiliśmy" na BI, a "matematyka" na drugie MA. I że światło się wyłącza, a nie wyłancza.
Epilog.
Karol bawił się ze swoją nianią w chowanego. Nie mógł jej znaleźć. I kiedy tak chodził i nawoływał schowaną pod stołem w pokoju opiekunkę i wpadł już trochę w płaczliwy ton wypowiadając jej imię, nagle przycichł i zaczął od początku słowami " panienko, gdzie jesteś, panieeenko!"
Lucyna uśmiała się setnie, a kiedy opowiadała mi tę historię przy Karolu zapytałem się go skąd taki tekst. Powiedział, że usłyszał w bajce o "stoliczku nakryj się". Więc chyba dobrze, że sobie czasem posłucha poprawnej polszczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz