środa, 14 września 2016

PRAWA RĘKA





Karol miał problem z zapamiętaniem która ręka jest prawa, a która lewa. Wiele dzieci tak ma, znam nawet osoby, które do dziś na prawą stronę mówią "to prawo" a na lewą "tamto prawo" pokazując jednocześnie kierunek odwrotny od tego pierwszego "prawego". Jakoś nie cisnęliśmy tego z Karolem czekając na rozwój wypadków, aż pewnego razu przyszedł nam w odwecie przypadek. 

Na nocnym targu, który w owym czasie stawał w weekendy na miejscu dawnego muzeum kolejnictwa przy dworcu Warszawa Główna, spotkaliśmy pomiędzy jednym straganem z jedzeniem a drugim foodtruckiem z piciem panią o narodowości hinduskiej, która malowała henną tatuaże niepermanentne. Karol po chwili zastanowienia powiedział, że on chciałby taki tatuaż na ręku. 

Usiadł troszkę z niepewnością na stołeczku i wybrał wzór, który chciał mieć na dłoni i przedramieniu. Wybraliśmy rękę prawą. Trochę nieświadomie, ale dla Karola miało to zasadnicze znaczenie. Bo sam wybrał tatuaż, sam ten pomysł wymyślił i sam pokazał, która ręka ma być ozdobiona. 

Malowanie trwało 10 minut, potem dzielnie czekał, aż henna wyschnie - co zajęło kolejne 30 minut. Było to dla niego na tyle ważne, że siedział spokojnie na krzesełku i pytał kiedy może się ruszyć, ale nawet nie myślał wstawać zanim wszystko wyschnie i będzie mógł normalnie biegać. 

Ponieważ wszystko wszystko było jego pomysłem, wybór wzoru i ręki bardzo zapadło mu w pamięć, że to właśnie prawa ręka została ozdobiona uroczym szlaczkiem. Po 10 dniach henna się zmyła, ale pozostawiła głęboki ślad. Kiedy teraz proszę Karola, aby szybko podniósł prawą rękę robi to za każdym razem bezbłędnie. 
- Skąd wiesz, że to prawa ręka?
- Bo miałem swój tatuaż tu. - pokazuje palcem na wierzch dłoni i uśmiecha się w geście tryumfu. 

Tatuaże mogą mieć także funkcje edukacyjną, jak się okazuje. 

Ps. Opowiadając te historie koleżance, powiedziała mi, że dla jej córki z podobnym problemem rozwiązaniem był ułożenie dłoni z kciukiem pod katem prostym do reszty palców i odczytanie gdzie jest literka L. Tak znajdowała lewą rękę. Proste, to tego dla tych, którzy nie lubią esów-floresów w kolorze rudawym przez dwa tygodnie. 




poniedziałek, 12 września 2016

SIÓDMA OKRĄGŁA ROCZNICA ŚLUBU



Dobiliśmy szczęśliwie do siódmej rocznicy zawarcia związku. To dużo i mało. Mało, bo mniej niż 20% mojego życia a dużo, bo wagowo lata te obfitowały w wydarzenia, które mają największy wpływ na moje postrzeganie przyszłości. 

Karol dowiedział się o tym i zaproponował, aby kupić prezent. 
- co chciałbyś kupić mamie? Zapytałem, kiedy wychodziliśmy z domu na zakupy. 
- Mamie kupimy kwiatki. 
- Super pomysł - skwitowałem i już chciałem zamknąć dyskusję, ale Karol dorzucił - a Tobie co kupimy?

Przez chwile zapomniałem, że jestem też częścią tego jubileuszu, a że nigdy sobie nie kupowałem z tego powodu prezentu to jakoś nie wziąłem siebie pod uwagę. 

Tobie nie możemy kupić kwiatów. Kupimy Ci płytę Fryderyka Chopina - powiedział Karol i trochę mnie zaskoczył, bo dawno temu rozmawialiśmy o tym co mógłbym chcieć dostać od Niego i rzeczywiście wspomniałem o takiej płycie, ale bez nadziei na to, że będzie pamiętał. 
- To miło, że chcesz mi taka płytę kupić, ale wolałbym coś innego. 
- Tata, czego nie masz? Co chciałbyś mieć?

To pytanie mnie trochę pogrążyło w głębszych myślach. Myśli mają prędkość światła, więc zajęło mi to raptem kilka nanosekund, ale jak teraz o tym dumam, to wychodzi mi całkiem przyzwoite podsumowanie kilku ostatnich lat i bilans mam/nie mam wychodzi mocno na plus. 

Zapytawszy siebie czego nie mam byłbym nieszczery gdybym powiedział, iż czegoś mi pilnie brakuje. Być może to jest zależne od tego jak bardzo różnych rzeczy potrzebuję, ale te które są dla mnie najważniejsze mam.  Jestem zdrowym osobnikiem w wieku już popoborowym, mam najlepszą w świecie żonę, z którą udało nam się mieć dwójkę bardzo udanych potomków, otacza nas miłość i szacunek, czujemy się dla siebie ważni, dla innych potrzebni, a dla niektórych nawet niepowtarzalni. 

Mamy kilka osób, na które możemy zawsze liczyć, a one na nas, mamy wysublimowaną przez czas grupę osób, które bezwstydnie możemy nazwać przyjaciółmi, jesteśmy świadomi swoich niedoskonałości, ale klepiemy po brzuchu te cechy, które uważamy za swoje mocne strony. Potrafimy ze sobą rozmawiać, tęsknimy za sobą i cały czas odkrywamy się i zaskakujemy. 

Potrafimy do tego marzyć i razem te marzenia realizować. Wiemy, że pasją można zarażać a złością zrażać. Idziemy razem do przodu czerpiąc każdego dnia kawałeczek dobra, które tworzymy. 

Jeżeli jeszcze raz zapytam siebie czego nie mam, to po takiej litanii trudno jest mi znaleźć coś, co chciałbym bardzo i zaraz. Ale dziecku nie powiem przecież, że limit dobrego na karcie kredytowej mojego małżeństwa połączony z debetem w koncie mojej rodziny zapewnia mi dostatek, jaki nie pozostawia wiele do życzenia, więc odpowiedziałem coś, co może nie jest tak górnolotne jak poczucie spełnienia w rodzinie, ale na pewno jest wykonalne przez mojego 5-letniego syna 

- Chciałbym, żebyś mi narysował statek kosmiczny. 
- Dobra, mogę farbami?
- Jasne. Taki chciałbym, który może poleciec na księżyc. 

A potem poszliśmy kupić mamie słoneczniki. Karol lubi żółty kolor. To pewnie dlatego wybrał właśnie takie kwiaty. 

Dobrze mieć takie niezachwiane poczucie, że te siedem lat spędzonych ze sobą dają efekt w postaci pozytywnych odczuć pomiędzy członkami rodziny, pozwalają odważnie patrzeć w przyszłość i mieć pewność, że wybory jakich dokonujemy będą miały pozytywne konsekwencje.

Od tych siedmiu lat przemnażamy naszą miłość przez różne mianowniki. Czasem zupełnie nieoczywiste. Najpierw przez dwa, jak nasza dwójka, potem przez trzy, bo pojawił się Karol, potem przez cztery, a może nawet do potęgi czwartej bo pojawienie się drugiego dziecka nie nosi cech struktur liniowych, a raczej wykładniczych rzekłbym. 

Pomiędzy oczywiście wpadaliśmy w delikatne zagłębienia całek podwójnych wynikających z równania dwojga docierających się niewiadomych, ale finalnie lądowaliśmy na długiej prostej wznoszącej, która dodatkowo przeliczała delikatnym koeficjentem nasze równanie. Mówi się o 7 latach chudych a potem 7 tłustych, więc jeżeli te minione były chude, to nie mam czelności prosić o 7 tłustych, a jeżeli przeszliśmy już tłuste, to nic nie zapowiada, żebyśmy wchodzili w okres chudych. Tak przynajmniej chciałbym to widzieć. 

Rzeczywistość jest zakrzywiania naszą jej percepcją. My mamy na nosach różowe okulary, nasze dzieci też filtrują świat w podobny sposób, więc zapowiada się bardzo ciekawe kolejne 7 lat. Życzę sobie, żeby były takie jak te 7 minionych.